Lata 30. XX wieku. W cieniu odrapanych kamienic, cuchnących zaułków, w podejrzanych spelunach załatwia się ciemne interesy, kwitnie prostytucja, a błysk ostrza w ręku apasza gasi nic nie warte żywoty. Ludzie stają się towarem... Ale przecież są jeszcze oni... Mocni jak wypita w hotelu Europejskim filiżanka kawy z prądem, w której wspomniana kawa dodaje tylko koloru. Najlepsze gliny z Wydziału Śledczego w Lublinie wracają... I sami mają kłopoty... Przeniesiony na stanowisko kierownika komisariatu w żydowskiej dzielnicy, Zyga Maciejewski wdziewa regulaminowy mundur i spędza dnie na przekładaniu papierów oraz rozpamiętywaniu zemsty zwierzchnika. Tymczasem w szklistym spojrzeniu martwej młodziutkiej Żydówki kryje się wyjątkowo mroczny i odrażający sekret. Zyga gubi trop. Potrzebuje wsparcia...
Książka wspaniale oddaje klimat tamtych lat, ukazując prawdziwą twarz Lublina. Fajnie było poczytać o prowadzonym śledztwie, gdzie brak było komórek i całej tej technologii, która jest niezbędna dzisiaj do badań DNA, odcisków palców, badania kości. Gdzie policjanci są z krwi i kości, z własnymi problemami i często popełniającymi błędy. Świetnie się czytało.
Ocena 5/6
sobota, 03 kwietnia 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz