sobota, 31 marca 2012

Tym razem ...

to już naprawdę ostatnie nabytki marca :)

Dwie pierwsze od góry to dzisiejsze nabytki, efekt mojej wizyty w Matrasie :) "Chemia śmieci" (wprawdzie wydanie kieszonkowe) ale tylko 11,99, w domu posiadałam drugi tom, za który nie mogłam się zabrać bez tego. Jakoś tak nie lubię nie po kolei.
"Oszukać przeznaczenie" tylko 9,99 :)

"Krzyk Kwezala" to moja wygrana u Sabinki w jej ABC - bardzo dziękuję !!!! W środku autograf - to już trzecia moja książka z podpisem autora (może niewiele, ale przed blogiem miałam  zero więc bardzo mnie cieszą )
A ostatnia pozycja to niespodzianka dla mojej siostrzenicy i mojej kochanej chrześniaczki Karolinki. Niestety od wczoraj jest w szpitalu,. wiec żeby umilić jej czas trzeba było zaopatrzyć się w nową książeczkę. Jestem ciekawa jak się jej jutro spodoba :) A po przeczytaniu zdam Wam relacje, bo cudnie się zapowiada :)
Wydanie jest prześliczne, cena niestety mniej mnie cieszy :p



piątek, 30 marca 2012

Osaczona – Tess Gerritsen




Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 300
Źródło: Biblioteczka własna


Twórczość Tess Geritsen poznałam już niejednokrotnie, dlatego gdy w moje ręce wpadła najnowsza jej książka, wiedziałam, że muszę od razu się za nią zabrać. W końcu to jedna z moich ulubionych autorek thrillerów.

Miranda Wood wiedziała, że źle robi wiążąc się z żonatym mężczyznom, że trudno będzie go wyleczyć z chorej miłości do żony i musiało minąć naprawdę sporo czasu, by zrozumiała, że nic z tego nie będzie, że tylko niepotrzebnie raniła jego rodzinę. W końcu nie była jego pierwszą kochanką, jednak jak każda chciała wierzyć w miłość, tą jedyną, wyjątkową, w te czułe słówka i puste obietnice. Na szczęście przyszedł w końcu ten moment kiedy zrozumiała, że tak dłużej być nie może, że pochodzą nie tylko z różnych światów, ale mają też bardzo różne spojrzenie na świat. I kiedy w końcu zdecydowała się odejść od Richarda, nastąpił kolejny zwrot w jej życiu.

Miranda nie wie, jak to możliwe, że jej kochanek nie żyje, a do tego został zabity w jej domu, w jej sypialni!. Wiedziała tylko, że to wszystko jest jakieś absurdalne, i do tego nikt jej nie wierzy, że to nie ona, że nie miała żadnego powodu by zabijać Richarda, w końcu to ona go zostawiła i nic już od niego nie chciała. Nie wie też dlaczego ktoś wpłacił za nią kaucję, całkiem sporą sumę, na którą jej stać nie było. Teraz kiedy została się sama, wie, że musi zrobić wszystko by udowodnić swoją niewinność, musi walczyć nie tylko o swoje imię, ale przede wszystkim o najbliższe 20 lat życia. Bo tyle jej grozi za morderstwo, którego nie popełniła.

Kiedy w końcu Mirandzie udaje się być co raz bliżej prawdy, kiedy w końcu przekonuje znajomych o swojej niewinności, pojawia się nowy problem – ktoś bardzo się stara by i ona zeszła z tego świata. Zostaje jej co raz mnie czasu na wyjaśnienie zagadki, i na przeżycie !

To zdecydowanie jest to co uwielbiam – morderstwo, wielka intryga, sieć kłamstw i korupcja. Do tego w całą treść wpleciony wątek miłosny, uczucie, które powoli się rodzi, bo końcu nic tak nie zbliża ludzi, jak strach i wspólna walka o życie. I to jest to, za co najbardziej lubię autorkę, to połączenie thrillera z wątkiem romansowym. Tess Gerritsen wspaniale potrafi budować napięcie i oddawać ludzkie uczucia. Cała książka przesycona jest strachem, początkowo tym, związanym z udowodnieniem swojej niewinności, następnie tym, który rodzi się, gdy grozi nam śmiertelne niebezpieczeństwo.

„Osaczona” Tess Gerritsen to książka, która od pierwszej strony wciąga i nie pozwala się od niej oderwać. Napięcie rośnie wraz z każdą kolejną stroną a podejrzanych jest co raz więcej. I prawie do ostatniej strony, do ostatniej linijki, nie sposób zgadnąć, kto za tym wszystkim stoi. Autorka potrafi nieźle namieszać i  dostarczyć naprawdę wielu wrażeń na najwyższym poziomie !!!

Polecam, jest świetna !!!!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa  Harlequin/ Mira, za co serdecznie dziękuję !!!

 Baza recenzji Syndykatu ZwB

wtorek, 27 marca 2012

Zapach spalonych kwiatów – Melissa De La Cruz



Wydawnictwo: Znak literanova
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 298
Źródło: Biblioteczka własna


Ja już się chyba nie przekonam do tej autorki. Sięgnęłam po „Zapach spalonych kwiatów” po wielu pozytywnych recenzjach, pojawiających się jakiś czas temu  na wielu blogach, ale teraz stwierdzam, że to było już naprawdę moje ostatnie spotkanie z twórczością tej pani. Ale też muszę przyznać, że tym razem było o wiele lepiej niż w przypadku "Błękitnokrwistych", których w końcu nie doczytałam.

„Freya wiedziała, że igra z ogniem, a mimo to nie potrafiła się powstrzymać. W powietrzu od niewyobrażalnego napięcia czuć było zapach spalonych kwiatów. Czuła, że jakaś nieopisana siła pcha ją w ramiona mężczyzny. Sęk w tym, że zupełnie nie tego, co trzeba - brata własnego narzeczonego. W miejscu zupełnie nie tym, co trzeba - na własnym przyjęciu zaręczynowym. Czuła pod skórą, że zbliżają się kłopoty.
Nie ona jedna...
Joanna od kilku dni przeczuwała, że coś niedobrego dzieje się w miasteczku. Kiedy zobaczyła martwe ptaki na plaży, wiedziała już, że to nie przypadek. Znała te oznaki.
Do tego wszystkiego Ingrid, na pozór najspokojniejszą z kobiet z rodu Beauchamp, zaczęły dręczyć niepokojące koszmary...”

Pomysł na książkę wydał mi się bardzo ciekawy, trzy kobiety, bardzo silne kobiety z rodu Beauchamp, do tego jak przeczytałam, że to czarownice, to pomyślałam, ze to w końcu to, że autorka jednak do mnie przemówi, ale niestety nie. Początkowo wszystko było ok., zapowiadało się niezwykle interesująco, jednak nie mogłam zrozumieć dlaczego żadna z tych kobiet ze sobą nie rozmawia, każda z nich widzi niepokojące sygnały, i każda czeka nie wiem na co?? Do tego wątek z chłopcem taki trochę dziwny mi się wydawał, raz Joanna całkowicie jest nim pochłonięta, ku jej radości rodzice chłopca się ulatniają, a za chwilę jak musi zniknąć to z chłopcem nie ma problemu.

Jednak ogólnie ta książka zdecydowanie bardziej mi się podobała niż „Błękitnokrwiści”, ale nie na tyle by kolejny raz sięgać po twórczość pani Melissy De La Cruz. W końcu nie każdemu musi się ona podobać, nie każdy musi się nią zachwycać. Dla odmiany moja bratanica uwielbia książki tej autorki ;)

Więc ani polecam ani nie polecam, każdy sam musi zdecydować :)

poniedziałek, 26 marca 2012

Chichot losu – Hanka Lemańska


 

Wydawnictwo: Zysk i s-ka
Rok wydania: 2006
Liczba stron: 231
Źródło: Biblioteka miejska


Z czym wam się kojarzy telefon w środku nocy? Mi na pewno z jakimiś złymi wiadomościami, ktoś umarł, miał wypadek, no za czasów studenckich zdarzało się, że ktoś po prostu nie zdawał sobie sprawy, z tego, że jest już tak późno. Ale w gruncie rzeczy telefon w środku nocy nie wróży nic dobrego, chociaż czasem może być wręcz odwrotnie.

Joanna ma świetną pracę, której poświęca czasem zbyt dużo czasu, ale w końcu co tam. Nie ma dzieci, facet jest weekendowy i mało kłopotliwy, zwierząt też nie posiada, więc praca jest dla niej wszystkim, i ona w końcu kocha to co robi, uwielbia rywalizacje, ten pęd ku karierze. W końcu nie każdy jest stworzony by mieć rodzinę, obowiązki. Dlatego tym bardziej jest zdziwiona, że to właśnie do niej w środku nocy dzwoni Elka z prośbą o pomoc przy dzieciach.

Elka nie ma nikogo, no prawie, bo ma przeurocze dzieci i kota, ale poza nimi nikogo. Jej rodzice nie żyją, mąż uciekł do Stanów, a wszelkie znajome same posiadają rodzinę, więc dwójka dodatkowych dzieci, byłaby dla nich nie lada wyzwaniem. A Joanna w końcu jest sama więc mogłaby choć te trzy dni pomóc. W końcu dzieci to znów nie taki problem, od rana do szkoły i do przedszkola, później sobie poradzi. Tylko czy aby na pewno?

Joanna nie jest tego tak do końca pewna, w końcu nigdzie nie piszą instrukcji obsługi do dzieci, zwłaszcza tak różnych, bo Aśka i Łukasz są jak dzień i noc. No ale trzy dni to nie wieczność, więc Joanna postanawia spróbować, tylko nie przewiduje, że Elka już nigdy po dzieci nie wróci, i to nie z własnej woli. A z dziećmi trzeba w końcu coś zrobić.

Był czas, że było strasznie głośno o tej książce, i to chyba wtedy, kiedy serial wchodził na ekrany telewizorów. Ja niestety przegapiłam serial, a o książce zapomniałam aż do teraz. A wielka szkoda, żałuję teraz że nie widziałam serialu i usilnie próbuję go znaleźć w necie, bo zwyczajnie zakochałam się w Aście i Łukaszu w szczególności. No i z chęcią bym zobaczyła perypetie Joanny na ekranie :)

Ale wracając do książki, to bardzo mi się podobała. Jako fanka polskiej literatury i fanka literatury dla kobiet, mogę powiedzieć, że się nie zawiodłam, i że z chęcią bym poznała dalsze losy tej przesympatycznej „rodzinki”. Autorka stworzyła trochę nieprawdopodobną historię, ale za to taką, którą czytało się z zapartym tchem. Miło było patrzeć, jak wielki wpływ mają dzieciaki na Joannę, jak ona zmienia się pod ich wpływem.

„Chichot losu” to bardzo mądra i fajna książka, czasem smutna, czasem wesoła, ale w gruncie rzeczy bardzo optymistyczna. Polecam ją wszystkim tym, którzy nie poznali jeszcze losów Joanny, bo moim zdaniem warto :)

sobota, 24 marca 2012

Drugi stosik marcowy :)



Tym razem skorzystałam z rady Demismo i po "Letnią akademię uczuć cz. I" wybrałam się do Matrasa, co by znów nie przepłacić - dzięki za cynk :)

"Drogę do różan" dziś udało mi się nabyć za 16 zł w Auchanie, w ogóle ta seria w markecie jest tańsza niż sugeruje cena, co mnie oczywiście cieszy, i zamierzam skompletować niebawem całość :)

Wzgórza Szkocji to nowa seria, której akcja dzieje się w średniowiecznej Szkocji, i jakoś tak się do mnie przyplątała. Zobaczymy czy warto :)

"Chichot losu" przywędrował do mnie z biblioteki, rzadko tam chodzę, bo swoich książek i tak mam tyle, że czasu mi nie starcza, ale jak już przechodziłam, to co tam :)

No i trzy pierwsze od dołu to książki od pani Moniki, za które bardzo serdecznie dziękuję !!!!

To już pewnie ostatnie nabytki marcowe ale kto wie :)

środa, 21 marca 2012

Punkt wyjścia – Dawid Kain


 

Wydawnictwo: Oficynka
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 239
Źródło: Biblioteczka własna


Sięgając po najnowszą książkę pana Dawida Kaina, kompletnie nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Po pierwsze to moje pierwsze spotkanie z tym autorem i jego twórczością, po drugie nie do końca wiedziałam, co to jest horror metafizyczny. I pomimo, że rzadko czytam horrory nawet te zwykłe, albo prawie wcale, to jednak do tego mnie jakoś ciągnęło, byłam strasznie ciekawa tego metafizycznego dzieła :)

Było ich trzech: Dawid, Rafał i ten trzeci – bezimienny. Dawid to niespełniony pisarz, który nie do końca wie na jakim świecie żyje. Często zdarza mu się nie odróżniać, rzeczywistości od snu, nie pamiętać paru ostatnich dni, a jedyne co go utwierdza w przekonaniu, że nie śpi, że ma nad sobą kontrolę, to zapięty rozporek u spodni. Dawid, chciałby napisać coś wielkiego, ważnego, coś na wieki, i tylko tym żyje – pisaniem. Samotny, zagubiony, z dala od wszystkich i wszystkiego i tylko to pisanie go jeszcze trzyma przy życiu, albo na jego krawędzi.

Rafał to zupełnie przeciwieństwo Dawida, pali, pije, żyje od imprezy do imprezy. Czasem też pracuje, ale to raczej jakieś dorywcze prace, by móc dalej żyć i pić, by móc korzystać z życia. Nocne kluby, szybkie panienki, nie są mu obce, ostatnio co raz częściej też jakaś bójka wpadnie, grunt żeby adrenalina była, żeby coś się działo. No i jest jeszcze ten trzeci, mówią na niego uzdrowiciel, leczy ludzi – daje coś, ale i zabiera.

Tych trzech różni się pod każdym względem, jednak coś ich łączy, coś jakby dom, albo bardziej chata, biała chata.

Teraz już wiem, co to znaczy horror metafizyczny,  wiem czego mogę się spodziewać i z całą pewnością sięgnę po kolejne książki, nie tylko pana Dawida. Jestem bardzo zaskoczona tym, co znalazłam w tej książce, a znalazłam wiele interesujących rzeczy. Autor pokazał mi świat całkiem różny od tego który znam, świat na krawędzi, życie o które trzeba walczyć. I każdy z bohaterów walczy o nie na swój sposób.

„Punkt wyjścia” daje nam całkiem brutalny obraz życia, brutalny obraz społeczeństwa.  W książce nie brakuje wulgaryzmów, opisów ciężkich pobić, a nawet jest coś więcej, coś co przekracza ludzkie pojęcie. Umysł ludzki jest niepojęty, a ludzie im więcej mają, tym bardziej „wydziwiają”, potrzebują naprawdę „niezłego hardkoru” by poczuć, że żyją, że jeszcze coś ma sens.

Ciężko mi wyrazić, to co znalazłam w książce pana Dawida Kaina, bo nie chciałabym zdradzić za wiele. Ale mogę  zapewnić, że ta książka jest inna od wszystkich, jest mocna, nieprzewidywalna, brutalna. Autor przedstawił nam niecodziennych bohaterów i ich niecodzienne problemy, ich życie, które zdecydowanie różni się od tego jakie znam, i cieszę, że to nie ja mam takie problemy, że to nie ja potrzebuje mocnego kopa, by cokolwiek poczuć.

„Punkt wyjścia” Dawida  Kaina nie jest łatwą lekturą, ale na pewną taką, którą się długo  nie zapomni, w końcu każdy ma swoje jakieś „schizy” !

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Oficynka, za co serdecznie dziękuję !!!

wtorek, 13 marca 2012

Siła trucizny – Maria V. Snyder

 
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 380
Źródło: Biblioteczka własna
Seria: Trylogia Twierdza Magów – Księga I


Świat rzeczywisty bywa brutalny - pogoda nie dopisuje, w pracy wymagają co raz więcej i więcej, w domu obowiązków też nie brakuje. Dlatego tak bardzo lubię przenosić się do innego wymiaru, do świata pełnego magii, świata, tak bardzo różnego od tego, który znam. I chociaż pierwsze kroki stawiałam dość niepewnie, to jednak warto było poznać Iksję i jej mieszkańców ! Ale od początku.

Dziewiętnastoletnia Yelena czeka na wyrok śmierci, jednak cokolwiek by nie było, nie żałuje tego co się stało, nie żałuje, że zabiła człowieka, syna swojego opiekuna. Zasłużył sobie na taką śmierć. Niestety Iksja wyznaje prawo „oko za oko”, a tym samym „śmierć za śmierć” i nie ważne czy zabijamy w obronie własnej czy to tylko wypadek. I w żaden sposób od tej kary nie można się uwolnić, no chyba, że ma się to szczęście i właśnie ginie tester żywności.

Yelena staje przed wyborem, albo zostanie wykonany na niej wyrok śmierci, albo zostanie ona nowym testerem żywności komendanta. Wybór niezbyt ciekawy, śmierć z ręki kata, bądź kucharza. Jednak zawsze to trochę życia więcej. Yelena postanawia wykorzystać tę nową szansę, niestety szybko przekonuje się, że trafiła ona tym razem do więzienia bez krat. Jako nowy tester szybko musi nauczyć się wszystkich trucizn w smaku i zapachu, i niestety codziennie pobierać antydotum na „motyli pył”. Tak więc o ucieczce na razie nie ma mowy, ale i bez tego i tak ma nadal sporo kłopotów. Oprócz codziennego zmagania się z jedzeniem, musi stawić czoło ludziom, którzy życzą jej szybkiej śmierci.

W zamku nie brakuje intryg i zakulisowej walki o władzę. No i jest jeszcze Valek – szef osobistej ochrony szefa, który na krok nie opuszcza Yeleny. Początkowo taki trochę niepozorny, z czasem okazuje się być niezwykle interesującym mężczyzną. Jednak on zabija takich jak ona, zabija każdego kto posiada magiczną moc, która jest zakazana na terenie Iksji, a którą jest obdarzona Yelena.

Co z tego wszystkiego wyniknie, musicie przekonać się sami, ja tylko powiem, że zapowiada się niezwykle interesująca przygoda, która nawet na chwilę nie pozwoli oderwać się od książki !!!

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Mari V. Snyder, i jej debiutem powieściowym. Jednak już się nie mogę doczekać kolejnej części. Jestem zachwycona światem stworzonym przez autorkę. Jest on brutalny, ciemny, pełen intryg i ciemnych stron, jednak wbrew wszystkiemu bardzo sprawiedliwy. Prawo jest w pełni respektowane i nie ma tu czegoś takiego jak znajomości, czy siła pieniądza. Do tego ten zamek i kraina go otaczająca, Święto Ognia – pani Maria pokazała, że wyobraźnia jest nieograniczona a ona świetnie to potrafi wykorzystać.

Do tego bohaterowie – Yelena, silna, mądra i piękna kobieta, która nie tylko szybko się uczy, ale też wytrwale dąży do celu. I choć wiele w tak młodym życiu przeszła, to nigdy się nie poddaje.  No i Valek – choć początkowo trochę niepozorny, to jednak na nim głównie skupiła się moja uwaga. To taki facet o jakim marzy każda kobieta, i jako, że w prawdziwym świecie go nie spotkamy, to fajnie chociaż na kartach książki.

„Siła trucizny” to niesamowita książka, która na długi czas całkowicie mnie pochłonęła, a kiedy skończyłam, czułam wielki niedosyt, że to koniec, że muszę czekać na kolejną część. Napisana pięknym, malowniczym językiem, przeniosła mnie do świata magii i czarów, świata który zaskakuje i nie pozwala na chwilę nudy. Świata nietypowego, z bohaterami tak samo nieprzewidywalnymi jak on sam.

Polecam, nie tylko fanom fantasy, może inni w końcu przekonają się do tego gatunku, a ja tej książce daje maksymalną ocenę !!! I już czekam na drugi i trzeci tom !!!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harlequin/Mira, za co serdecznie dziękuje !!!

A kolejne części już w maju i kolejno w październiku :)


poniedziałek, 12 marca 2012

Piękna i Bestia




Gatunek: Animacja, Familijny, Baśń
Premiera: 3 lutego 2012 (Polska) 2012-02-03 13 listopada 1991 (świat) 1991-11-13
Produkcja: USA
Reżyseria: Kirk Wise, Gary Trousdale
Scenariusz: Linda Woolverton


Macie swoje ulubione bajki z dzieciństwa? Ja od kiedy dostałam książkę z Piękną i Bestią, wiedziałam, że to najpiękniejsza bajka na świecie. Inni zachwycali się „Alicją w krainie ...”, jeszcze inni „Dumbo”, czy „Kopciuszkiem”, a ja byłam wierna Belli. Widziałam też wszystkie ekranizacje, jedne bardziej mi się podobały, inne mniej, aż przyszedł czas na 3D :)

Do kina miałam zabrać obie moje siedmioletnie chrześniaczki, niestety jedna z nich się rozchorowała i tak z Amelią same spędziłyśmy cudowne półtora godziny :)

...Dawno, dawno temu w małym miasteczku żyła sobie zwykła dziewczyna o imieniu Bella. Była bardzo piękna. Zaczytana w książkach nie zwracała uwagi na otaczających ją zalotników. Natomiast w mrocznym, wiecznie spowitym mgłą lesie, stało zapomniane zamczysko. Dawniej żył w nim przystojny, lecz samolubny Książe. Za egoizm i nieczułość na ludzkie cierpienia na cały zamek i jego mieszkańców rzucono zaklęcie, przez co książę zamienił się w odrażającą budzącą strach rogatą bestię, a służbę zamkową zamieniono w przedmioty. Warunkiem powrotu do ludzkiej postaci jest obdarzenie człowieka miłością z odwzajemnieniem. Bestii pozostawiono czerwoną różę mającą przypominać o upływającym czasie. Czy Bestii uda się odwrócić działanie czaru? Czy można pokonać odrażające monstrum?”

Piękna bajka, i przecudne efekty. Kocham bajki Disneya, a nowa technologia, te wszystkie efekty, tylko dodają im uroku. Jednak to co było najpiękniejsze, to widok zachwyconej buźki mojej Amelki, która choć też już znała tą bajkę, to nie mogła się napatrzeć na magię. Bo te wszystkie efekty to właśnie dla niej taka magia, coś niesamowitego, te spadające listki tuż przed nią, ta przecudna kolorowa kraina.

A ja sama też świetnie się bawiłam do czasu, aż zobaczyłam cudną bibliotekę, i te wszystkie książki, które Bestia podarowała Belli. Obrazek tego nie oddaje, ale w kinie efekt był wprost przecudowny. Aż chciałabym być Bellą i dostać całą tą przepiękną salę, wypełnioną pod sam sufit książkami.

To była bardzo udana niedziela i ten uśmiech na twarzy dziecka – bezcenne :)

A w środę ze starszą idę na „Kobietę w czerni” – już się boję :/

środa, 7 marca 2012

Pan Potwór – Dan Wells




Wydawnictwo: Znak emotikon
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 288
Źródło: Biblioteczka własna


Tydzień temu przeczytałam pierwszą część „Nie jestem seryjnym mordercą” i jak tylko skończyłam, musiałam zabrać się za kolejną. Nie mogłam przestać myśleć o Johnie i demonie z którym się zmierzył. Byłam też niezmiernie ciekawa, jak poradzi sobie on z Panem Potworem, który nasycił się w końcu krwią. A kim jest ten „Pan Potwór”? Jest on „jak rekin, który poczuł krew. Niczym tygrys, który zwietrzył świeże mięso”. A John? – „A ja byłem zabójcą, który wyczuł ofiarę ... Byłem zabójcą innych zabójców ...

Sytuacja już od początku nie przedstawia się najlepiej. John nie może zapomnieć o demonie, o tym co się stało. Na dodatek nie ma z kim o tym wszystkim porozmawiać, jego terapeuta nie żyje, a matka codziennie nie tylko stoi mu nad głową, ale też przypomina nie o tym, o czym powinna. Czuje on, że jeszcze chwila i wybuchnie, że musi złamać choć jedną ze swoich zasad, zanim Pan Potwór przejmie kontrolę. Tylko, którą z nich wybrać, by wyrządzić jak najmniej szkód?

Do tego Brooke, codziennie z nim jeździ i rozmawia, a to przecież wbrew regułom. Mama się uparła, by woził ją do szkoły, ale chyba na samym wożeniu się nie skończy. Może John, choć socjopata, jako jedyny z rodziny nawiąże zdrowe relacje nie tylko społeczne. Tylko dlaczego każda jego randka, kończy się morderstwem, wszędzie gdzie się nie ruszy, znajduje on martwą kobietę. Wszystkie są strasznie okaleczone, zmaltretowane, i jakby czekały wprost na Johna, jakby nowy morderca, koniecznie chciał mu przekazać jakąś wiadomość.

Byłam strasznie ciekawa tej książki, po pierwszej części miałam lekki niedosyt, chciałam więcej i więcej i dostałam więcej w kolejnej części. Często zdarza się, że po pierwszej części, autor zaczyna przeciągać fabułę, rozwlekać wszystko w czasie, jakby nie miał pomysłu co dalej. Na szczęście nie w tym przypadku!!! „Pan Potwór” jest jeszcze lepszy od poprzedniej książki.

Dan Wells stworzył bohatera, trochę chorego, innego od wszystkich,  ale takiego którego nie  spotkamy w innych książkach, to nie kolejny krwiopijca, zakochany wampir, tylko prawdziwy socjopata. John Wayne Cleaver dla jednych jest bohaterem, dla innych „popychadłem”, ale tylko on wie jak to jest być pozbawionym sumienia czy poczucia winy. I tylko on wie, jak trudno udawać, że jest się normalnym, bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie ekscytuje się śmiercią, bólem, rozkładem.

„Pan Potwór”  zdecydowanie przyspiesza, nabiera tempa. I tak jak w poprzedniej, tak i w tej części zdecydowanie nie brakuje drastycznych scen, wręcz przerażających. Chociaż nadal najbardziej przeraża mnie to, co siedzi w głowie Johna !

Polecam tą serię nie tylko młodzieży, jest naprawdę świetna !!! Ja już nie mogę się doczekać trzeciej części :)

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak emotikon, za co serdecznie dziękuję !!!

wtorek, 6 marca 2012

Defekt pamięci – Krzysztof Bielecki


 

Wydawnictwo: Książka wydana własnym nakładem
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 154
Źródło: Biblioteczka własna


„Co byś zrobił, gdybyś codziennie musiał pisać dwie strony tekstu, aby powstrzymać nadchodzącą zagładę?”

Dobre pytanie, szczególnie dla kogoś, kto nie napisał ani jeden strony, bo zdecydowanie woli czytać niż pisać. Na szczęście to nie ja mam ten problem tylko Autobee Kool – zwykły pracownik biurowy. Jednak jak do tego wszystkiego doszło? Trudno stwierdzić, czy na całą tą sytuację miała wpływ nauczycielka ze szkoły podstawowej i opowiadanie, które za nic nie chciało się napisać, a może zaczęło się od remontu w kuchni i karteczki znalezionej w szafce.

Można by długo się zastanawiać i szukać przyczyny, jednak nie oto chodzi, bo całe te rozważania nie zatrzymają tych wszystkich katastrof jakie mogą się zdarzyć. Trzeba zacząć działać i pisać, pisać i pisać. W końcu dwie strony dziennie to nie tak dużo, można je jakoś upchnąć do codziennych obowiązków. Tylko co dalej?

Niestety okazuje się, że to dopiero początek i Autobee nie jest jedynym piszącym. Jest ich całkiem sporo i każdy z nich ma innego Motywatora. A dwie strony dziennie, to „pikuś” w porównaniu do tych, którzy muszą napisać nawet 100 czy 200 stron. Ale grunt to się nie poddawać i zacząć działać. Trzeba obmyślić plan i ustalić od czego faktycznie się to wszystko zaczęło i zrobić coś, co by uwolniło, wszystkich piszących od Motywatora.

Tak i to nadal jest tylko początek, ale więcej nie zdradzę, resztę sami musicie się dowiedzieć, przeczytać. Ja powiem tylko tyle, że dawno nie czytałam tak zakręconej książki, a im bliżej końca tym  punkt widzenia w kółko się zmieniał i już naprawdę zaczęłam się trochę gubić. Ta książka jest zakręcona na maksa !!! I choć nie spodziewałam się tego po początku, nie wiedziałam w jakim kierunku zmierza autor, to jestem pozytywnie zaskoczona i zakręcona !!! Absurdu w niej nie brakuje, jak i dobrych pomysłów :)

Za książkę bardzo serdecznie dziękuję autorowi, panu Krzysztofowi !

poniedziałek, 5 marca 2012

Pierwsze marcowe nabytki :)

  1. "Punkt wyjścia" Dawid Kain - od pani Jolanty z Wydawnictwa Oficynka :))
  2. "Zapach spalonych kwiatów" Melissa De La Cruz - promocja w Auchanie (8,99 zł) :))
  3. "Biała jak mleko, czerwona jak krew"  Alessandro D'Avenia - jw. :)))
  4. "Bezwstydna cnota" Nora Roberts - jw. (6,99 zł) :))
  5. "Letnia akademia uczuć" Hanna Kowalewska - jw. (14,99zł)
Udały mi się te promocje, szczególnie mnie cieszą książki  "Zapach spalonych ..." i "Biała jak ..." :)