sobota, 28 września 2013

Stosik wrześniowy!

Trochę niewyraźny ale za to bardzo mnie cieszący!



Od dołu:

  1. "Alicja w krainie Zombi" - Gena Showalter - recenzja TUTAJ
  2. "Sny" Anna Frankowska - od Wydawnictwa Novae Res
  3. "Jestę magistrę" Magda Bielicka - jw.
  4. "Pod skrzydłem anioła" Hanna Babińska - jw.
Bardzo serdecznie dziękuję za książki!

piątek, 27 września 2013

Alicja w krainie Zombi – Gena Showalter


Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 508
Źródło: Liczba stron


Premiera: 25 wrzesień 2013


Nigdy nie byłam fanką filmów czy książek z Zombi w roli głównej, jakoś nie przemawiały do mnie chodzące trupy pożerające ludzi. Jednak jak usłyszałam o „Alicji w krainie Zombi” coś się zmieniło, nie wiem czy to opis, czy ta okładka, ale coś mnie przyciągało do tej książki. I tak lekturę książki mam już za sobą, a moje wrażenia poznacie za chwilkę.

Alicja to zupełnie normalna nastolatka, jednak z nie zupełnie normalnego domu. Jak każdy w tym wieku chodzi do szkoły, uczy się, ma średnie kontakty z ojcem, to jednak wyróżnia ją fakt, że nigdy, ale to nigdy nie wychodzi z domu po zmroku. Ich dom to istna forteca, z której po zachodzie słońca nie ma wyjścia, a ojciec noc w noc pilnuje rodziny z bronią i butelką czegoś mocniejszego w ręku. Wszystko się zmienia w szesnaste urodziny dziewczyny, kiedy to ojciec łamie się i zgadza na wieczorny występ młodszej siostry Alicji, na który wybierają się całą rodziną. Tego wieczoru Al nie zapomni nigdy, to co ujrzy nie będzie jej się mieściło w głowie. Jej ojciec i matka zostają pożarci przez straszliwe bestie, na szczęście młodsza siostra umiera sama.

Alicja długo nie może otrząsnąć się z szoku, nie chce przyjąć do wiadomości faktu, że jej rodzina nie żyje. I choć dziadkowie, z którymi teraz mieszka, robią wszystko co mogą, to dziewczyna i tak czuje się winna całej tej sytuacji, tego, że nie wierzyła, tego że przeżyła. W nowej szkole też dzieją się niesamowite rzeczy, i aż strach spojrzeć w fiołkowe oczy pewnego chłopaka, bo wizje jakie ją nachodzą, są jeszcze bardziej nie realne i niemożliwe. I pozostaje tylko pytanie co dalej, czy Alicja Bell znajdzie dość siły by stawić czoło nowemu złu?

W ostatnim czasie panuje duża moda na różne nadprzyrodzone postacie, były już wampiry, wilkołaki, anioły, czarownice, aż w końcu przyszedł czas na zombie. W końcu coś nowego i naprawdę niesamowitego. Autorka nawiązuje do baśni Lewis'a Carrolla, jednak oprócz imienia bohaterki, pewnego królika, tytułów rozdziałów i potworów, nic więcej te książki nie łączy, nie ma tu baśniowych klimatów, za to jest strach, mrok i wiele zła ociekającego czarną mazią.

Bardzo spodobał mi się pomysł autorki i jego rozwinięcie, bardzo polubiłam też Alicję, chociaż to typowa nastolatka. Gena Showalter stworzyła mroczny świat, który wciąga im głębiej się w niego zanurzamy. I choć początkowo miałam pewne obawy, jak to jest, że tylko Alicja nie wychodzi z domu po zmroku, że inni mogą, i nic złego im się nie dzieje, to jestem całkowicie usatysfakcjonowana tym jak zostało to wyjaśnione. Do tego bohaterowie – nie da się ich nie lubić, Al i jej przyjaciółkę Kat, oraz całą tą mroczną grupę pod dowództwem Cole'a.

„Alicja w krainie Zombi” to książka dla młodzieży, ale nie tylko - mnie wciągnęła bardzo. Autorka miała świetny pomysł i doskonale go wykorzystała. Mamy tu mroczny świat pełen potworów, zła, z którym musimy walczyć, ale mamy tu też dobro, w końcu jak to bywa, nie może zabraknąć dobrych uczuć, miłości między bohaterami.

Książkę polecam fanom gatunku paranormal romance, ale też wszystkim tym, którzy mają ochotę poznać coś nowego, mrocznego, którzy gotowi są poznać świat pełen potworów. A ja z niecierpliwością czekam już na drugi tom! Jestem bardzo ciekawa jak to się dalej potoczy.


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harlequin/Mira, za co serdecznie dziękuję!!!


Książka bierze udział w wyzwaniu: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: 3,8 cm (108,4cm)

czwartek, 19 września 2013

Mrówki w płonącym ognisku – Teresa Oleś – Owczarowska


Wydawnictwo: M
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 252
Źródło: Biblioteczka własna


Jak byłam mała, bardzo często jeździłam na wieś do rodziny i nie tylko w krótkie odwiedziny, ale i na całe wakacje. Czas spędzony na świeżym powietrzu, wśród natury, to coś co się nie zapomina, do tego ten specyficzny klimat. Dziś już rzadziej robimy takie wyjazdy, i są one jakieś inne.

„Krok po kroku następują zmiany i dzisiejsza wieś wygląda już inaczej. Znikły drewniane chałupy z maleńkimi okienkami. Nie ma też stodół krytych strzechą. Ulice i uliczki asfaltowe prowadzą do domów o standardzie równym miejskiemu. Jest jasno, czysto i ciepło.”

A nie zawsze tak było.

Pani Teresa jako małe dziecko mieszkała na wsi, w Blanowicach. Jej rodzice w poszukiwaniu lepszego życia wiele podróżowali a ją wychowywała Babcia. A były to piękne czasy, choć wszędzie panowała bieda i głód, choć nikt nie marzył o bieżącej wodzie czy prądzie. Życie toczyło się swoim rytmem i wszystko było jasne i proste. Ludzie wiedzieli co jest ważne i co się liczy. Nikt nie myślał o nowych butach, czy sukience, nawet zimą zdarzyło się, że wybiegło się na dwór boso. Ale to co najlepsze, to sami ludzie i ich zwyczaje – polska gościnność. Kiedyś „gość w dom, Bóg w dom”, ludzie się znali i z chęcią odwiedzali, każdy o każdym wszystko wiedział, każdy miał czas by się zatrzymać i przysiąść, by pogawędzić z sąsiadem. Dzieci nie znały co to nudna, potrafiły sobie znaleźć zabawę, wymyślać gry. A dorośli – pracowali, by w sobotę iść na zabawę, a niedzielę święcić. Wszystko było takie poukładane i stałe, ludzie się starzeli, młodzi zakładali nowe rodziny, a zmiany pomalutku wkraczały w ten zamknięty świat, by z czasem niewielką wieś Blanowice zamienić na jedną z dzielnic Zawiercia.

Czas płynie nieubłaganie, a wraz z nim wszystko się zmienia. Jednak nie każda zmiana jest dobra. Autorka snując swoją opowieść pokazuje nam nie tylko powojenną wieś i jej mieszkańców, ale zmiany jakie w niej zachodzą, zmiany w ludziach. Kiedyś wszyscy żyli razem, teraz każdy broni swojej prywatności, wszędzie trzeba się zapowiadać, a pogawędki najczęściej kończą się krótką wymianą zdań na parkingu lub w markecie. Wolimy oglądać i czytać o obcych i sławnych, niż usiąść przy kawie z sąsiadką. Żyjemy we własnym świecie, świecie co raz mniej rzeczywistym a co raz bardziej wirtualnym.

„Z małych miast przeszliśmy do większych, ale te większe już nam nie wystarczają, więc jeździmy do tych największych.

Betonowy świat eliminuje przestrzeń i to, czym była wieś.

Przekraczamy granice granic.

Kiedy pokonamy je wszystkie, nie wiem, gdzie się znajdziemy.”

„Mrówki w płonącym ognisku” Teresy Oleś – Owczarkowskiej to niezwykła książka, napisana w lekkim, gawędziarskim tonie, powoduje, że aż się robi ciepło na sercu podczas czytania. Spędziłam przy niej niezwykle chwile, poznałam niezapomniane historie i wyjątkowych ludzi. I pozostaje tylko się zastanowić, czy warto tak pędzić i dokąd to wszystko dąży, czy każda zmiana jest aby na lepsze!


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa M, za co serdecznie dziękuję!!!


Książka bierze udział w wyzwaniu: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: 1,9 cm (104,6 cm)

sobota, 7 września 2013

Dynasta Tudorów. Królowa traci głowę – Elizabeth Massie

 
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 336
Źródło: Biblioteczka własna


Wciągnęła mnie ta seria i to bardzo. Nie dawno miałam okazję czytać pierwszą część - „Król, królowa i królewska faworyta”, która bardzo mi się podobała, dlatego gdy tylko pojawiła się kolejna książka, opisująca losy Henryka VIII, niezwłocznie się za nią zabrałam.

W Anglii zaczyna panować coraz większy zamęt, nic już nie jest pewne, od kiedy król Henryk VIII stracił głowę dla Anny Bolyen. Dogadzając nowej ukochanej, władca zaczyna podejmować coraz bardziej drastyczne decyzje, nie pacząc na skutki swego postępowania. Wygania z zamku królową Katarzynę Aragońską, separując ją od córki, by zmusić ją do oddania korony. Jednak ani ona, ani kościół nie chcą ustąpić i uznać Anny za nową królową.

Henryk zaczyna skłaniać się ku Reformacji, ustanawia też nowego arcybiskupa, by doprowadzić w końcu do ślubu z Anną Bolyen. Zmusza też poddanych do złożenia przysięgi lojalności wobec siebie, ogłaszając się jednocześnie głową kościoła. Każdy kto się sprzeciwi, straci głowę.

Niestety i to nie pomaga, nowa królowa nie może urodzić mu syna, a sam Henryk zaczyna pomału tracić cierpliwość.

„Dynastia Tudorów. Królowa traci głowę” oparta została na drugim sezonie serialu The Tudors, emitowanego w wielu krajach, i nagrodzonego nagrodą Emmy. Ja jestem coraz bardziej ciekawa serialu, jednak na razie wstrzymam się, aż nie przeczytam wszystkich części „Dynastii Tudorów”.

Pierwsza część bardzo mi się podobała, jednak ta zdecydowanie jest jeszcze lepsza. Król Henryk VIII jest niezwykle ciekawą osobą, która nie uznaje sprzeciwów i która musi mieć wszystko czego tylko zapragnie. Jako osoba bardzo impulsywna, często nie zważa na skutki swoich decyzji. Jednak jak każdy, daje sobą manipulować, co idealnie udaje się Annie Bolyen. Jako namiętna kochanka i „zakazany owoc” potrafi wymóc na królu bardzo złe decyzje, skłonić go do rzeczy sprzecznych z poglądami władcy.

W szkole uczą nas samych suchych faktów, przez co część z nas nie lubi, nie interesuje się historią. Jednak tak przedstawiona, może zainteresować nie jednego z nas. Ja bardzo lubię czytać powieści historyczne i ta również przypadła mi do gustu, zwłaszcza, że oparta jest na prawdziwym życiu Henryka VIII, opowiada historię człowieka, który „zabił swoją żonę, sumienie i poddanych”. To niezwykle interesująca książka, która wciąga od pierwszych stron!

Polecam, wszystkim bez wyjątku! A ja z niecierpliwością czekam no kolejny tom.


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harlequin/Mira, za co serdecznie dziękuję!!!

Książka bierze udział w wyzwaniu: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: 2,2 cm (102,7cm)

środa, 4 września 2013

Wołanie grobu – Simon Beckett


Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 363
Źródło: Biblioteczka kuzynki M.


„Wołanie grobu” to moje czwarte i chyba ostatnie spotkanie z Dawidem Hunterem. Bardzo polubiłam tego bohatera i szkoda mi że to już koniec, chociaż z drugiej strony nie wiem, ile mógłby on jeszcze znieść.

Książka składa się z dwóch części: w pierwszej cofamy się w czasie, kiedy to Dawid Hunter zostaje wezwany do sprawy Jeromego Monka – wyjątkowo brutalnego i bezwzględnego mordercy, który zabił niedosłyszącą nastolatkę a następnie dwie siostry – jedną po drugiej w krótkim odstępie czasu. Niestety chociaż znaleziono ciało jednej z dziewczyn to dwóch pozostałych za nic nie można znaleźć i nawet Monk, który przyznaje się do zabójstw, nie potrafi wskazać miejsca ukrycia ciał. I chociaż zostaje on skazany to jednak sprawa nie zostaje rozwiązana do końca. W tym czasie ginie też żona i córka doktora Huntera.

Osiem lat później znów wraca sprawa słynnych zabójstw, a Dawid kolejny raz będzie musiał zmierzyć się z duchami przeszłości. Stare rany znów się otworzą a doktor Hunter wmiesza się w wir tajemniczych wydarzeń, które zaskoczą nie jednego z nas.

Szkoda mi, że to już koniec, a z drugiej strony nie wiem, czy bohater miałby jeszcze siły znosić kolejne zamachy. Doktor Dawid Hunter to niezwykły człowiek, który wiele w życiu przeszedł, a mimo to za każdym razem gotowy jest trwać na stanowisku i do końca doprowadzić każdą sprawę. W końcu poznajemy też bliżej jego żonę i córeczkę oraz dramat jaki rozegrał się w tej rodzinie. Ale autor przede wszystkim kolejny raz przedstawia nam trudną pracę antropologa sądowego i jego zmagania ze „śmiercią”.

Muszę przyznać, że fajnie było kolejny raz zanurzyć się w ponurym świecie doktora Huntera, jednak z wszystkich części ta okazała się najsłabsza – co nie oznacza, że jest zła. Jest ona bardziej stonowana, mniej w niej brutalności i strachu. Zabrakło mi trochę tego ponurego klimatu, opisów rozkładu ciał, mrocznych miejsc i sytuacji. Na jednym się tylko nie zawiodłam – na zakończeniu!

„Wołanie grobu” to czwarta i ostatnia część, to thriller w bardzo dobrym wydaniu. Tych, którzy znają twórczość Becketta, namawiać nie muszę, jednak jeśli ktoś nie zna to koniecznie powinien to zmienić. I choć książek nie trzeba czytać po kolei, to ja jednak wolę je w porządku chronologicznym :)


Książka bierze udział w wyzwaniu: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: 2,3 cm (100,5 cm)

poniedziałek, 2 września 2013

Uśpienie – Marta Zaborowska


Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 480
Źródło: Biblioteczka własna


Po kryminały sięgam zawsze i wszędzie, jednak najczęściej są to klimaty skandynawskie, czasem amerykańskie, bardzo rzadko angielskie. Z polskiej literatury sensacyjnej sięgam najczęściej po stare książki, po serie z „jamniczkiem” albo „kluczykiem”. Jednak ciekawa nowych wrażeń sięgnęłam po debiutancką powieść Marty Zaborowskiej - „Uśpienie”.

Z podwarszawskiej klinki psychiatrycznej ucieka jeden z pacjentów – Jan Lasota, wyjątkowo sadystyczny człowiek. Jakiś czas później, podczas poszukiwań w klinice zostaje okaleczona lekarka, która zajmowała się jego przypadkiem, a dwa dni później ktoś do niej strzela. Śledztwo wydaje się wyjątkowo trudne, dlatego miejscowa policja sprowadza do tej sprawy detektyw Julię Krawiec, młodą i ambitną policjantkę, z przeszłością. Julia jest bardzo dobrą policjantką, jednak po kłopotach rodzinnych, kiedy mąż zaczął się nad nią znęcać, popadła ona w alkoholizm, za co została wyrzucona z pracy. Teraz ma szansę odkupić swoje grzechy i się wykazać, jednak czy choroba dziecka i byłe nałogi nie przeszkodzą jej w śledztwie?

Nie spodziewałam się, jestem zaskoczona i to bardzo! Dawno nie czytałam tak dobrego polskiego kryminału! Autorka ma zdecydowanie talent, miała też świetny pomysł i bardzo dobrze go wykorzystała. Klinika psychiatryczna, zbieg, morderstwo lekarki, do tego na jaw zaczynają wychodzić tajemnice innych mieszkańców klinki. Nie brakuje tu wielu zaskoczeń, do tego książka trzyma w napięciu do ostatniej strony. I choć domyśliłam się częściowo kto za tym wszystkim stoi, to na szczęście tylko trochę i tu autorka kolejny raz mnie zaskoczyła. Świetne zakończenie i wyjaśnienie wszystkich tajemnic! Niestety postać pani detektyw troszkę mnie niemile zaskoczyła, gdyż jest niesamowicie podobna do Malin Fors, ale może to przypadek, a może nie. Jednak mimo to i tak książka jest świetna!

„Uśpienie” Marty Zaborowskiej to świetny debiut literacki, to kryminał który czyta się z zapartym tchem. Pani Marta pokazała, że można i jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem jej talentu. Mam nadzieję, że autorka napisze więcej takich książek, że Julia Krawiec nie zakończy swojej kariery i jeszcze rozwiąże parę spraw.

Polecam wszystkim z czystym sumieniem, to kawał dobrej polskiej literatury kryminalnej!


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca, za co serdecznie dziękuję!!!!


Książka bierze udział w wyzwaniu: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: 3,5 cm