Jesień przyszła niepostrzeżenie, przybierając przepiękne kolory. I chyba tylko za te barwy ją lubię ;)
Nie wiem tylko dlaczego jeszcze te paskudy nie wyginęły i choć dzień w dzień psuje im ich ciężką pracę, to i tak wracają!
Na szczęście pogoda jeszcze sprzyja spacerom i zabawom z psem. Poniżej Bąbel i jego nieodłączne piłki ;)
Teraz pozostaje mi już tylko czekać na śnieg :D
sobota, 29 września 2012
piątek, 28 września 2012
WU WEI. Płyń z prądem życia – Theo Fischer
Wydawnictwo: Studio Astropsychologii
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 205
Źródło: Biblioteczka własna
Każdego z nas czasem
nachodzą takie chwile, by zastanowić się nad swoim życiem. Czy
wszystko jest tak jak powinno, czy powinniśmy coś zmienić, co
zrobić, żeby żyło się lepiej. Ale jeśli bardziej się
zastanowić, to cały czas coś analizujemy, nad czymś się
zastanawiamy. Nie ma chwili byśmy nie myśleli o przeszłości albo
przyszłości. Nawet robiąc śniadanie, nie myślimy o nim, tylko o
tym co będziemy robić za chwilę, co jeszcze musimy zrobić przed
wyjściem, co będzie w pracy itd. A co jeśli by zacząć żyć
teraźniejszością, zacząć „płynąć z prądem życia”?
„Istnieje nauka, która
pozwala nam zrozumieć, czym jesteśmy.
Z tego zrozumienia wywodzi
się zupełnie nowy sposób działania:
WU WEI.”
Wu Wei – to w nich, w
tych dwóch sylabach, zawarta jest cała tajemnica sztuki Tao. To
zasada dzięki której, w pełni można przeżywać każdą chwilę
życia, jednak najważniejsze to kierować nasze zmysły na
teraźniejszość.
Ludzie poruszają się w
iluzji, którą uważają za swoje życie. Ale co to za życie, które
na okrągło bywa cenzurowane przez naszą wiedzę i zdobyte
doświadczenia. Już od małego jesteśmy kształtowani przez
rodziców, to oni wpajają nam wartości, i to oni wpajają w nas pęd
ku przyszłości. Gdyby nasz umysł nie zapisywał automatycznie
wszystkich procesów, nie byłyby one później do naszej dyspozycji
i nie moglibyśmy się według nich orientować, a przez to żyjemy obok prawdziwych zdarzeń.
Człowiek żyje i jest
otwarty na poruszenia bytu i przyjmuje wszystkie zdarzenia z otartymi
rękoma. Człowiek Tao podejmuje spontaniczne decyzje, nie analizuje
sytuacji, pojmuje swoją wartość intuicyjnie, a ta intuicja urasta
w czyn. Dlatego każdy, kto przebywa w Tao , wie, że nie musi łamać
sobie głowy, odpowiadać walką na problemy codzienności. Wie, że
wystarczy kierować się intuicją, bez korzystania ze zgromadzonych
wspomnieć, by żyć całkowicie w teraźniejszości. Człowiek Tao
nie zna niecierpliwości, na nic nie czeka, dzięki temu zawsze jest
na miejscu, zawsze u celu. Ale najważniejsze dla niego jest to, że
nie będzie on oceniany z perspektywy innych, w końcu żyje dla
siebie samego. Tak samo jest z ambicją, która towarzyszy
człowiekowi już od najmłodszych lat. Człowiekowi Tao jest ona
obca, nie bierze on udziału w pogoni za władzą, i dobrami
materialnymi, jest on całkowicie wolny od całego tego „wyścigu
szczurów”.
A co z miłością i
relacjami ludzkimi, co ze związkami. Czym jest prawdziwa miłość?
Prawdziwa miłość może być tylko odczuwana, przeżywana, nigdy
myślana. Człowiek Tao zna swojego partnera, ponieważ otwiera się
na niego, przyjmuje jego istotę, nie pragnąc go zmieniać. Pozwala
on drugiej osobie być taką, jaką jest. Miłość to szanowanie
drugiego człowieka, bez narzucania mu swojej woli, życie z nim,
pozwalanie mu na rozwijanie się w atmosferze wolności i decydowanie
o własnym życiu.
Narodowości, granice,
rasizm, nacjonalizm, ideologie – są nienaturalne, są wytworem
ludzi władzy i prowadzą do nędzy (korzystają na nich nieliczni).
Ja, czy Ty, jako jednostki niewiele możemy zmienić w wymiarze
globalnym, ale możemy zmienić siebie. Dlatego jeśli myślisz o
sobie, nie musisz zmieniać stylu życia, niczemu się
podporządkowywać, gdyż sukces nie jest uzależniony od żadnych
zasad, wystarczy żyć, cieszyć się chwilą, płynąć z prądem!
„WU WEI. Płyń z
prądem” to niewielkich rozmiarów książeczka, bardzo ładnie
wydana. Zawiera wiele mądrości, które mogą okazać się bardzo
przydatne w czasach pełnych pośpiechu i stresów. I nawet jeśli
nie uda nam się zostać człowiekiem Tao, to możemy zastanowić się
nad sobą i choć trochę zmienić nasze podejście do życia ;).
Za książkę dziękuję
Pani Natalii z Wydawnictwa Studio Astropsychologii!!!
środa, 26 września 2012
Zanim nadejdzie ciemność – Susan Wiggs
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 412
Źródło: Biblioteczka własna
Premiera: 28.09.2012
Premiera: 28.09.2012
Z twórczością Susan Wiggs spotykam
się po raz czwarty i po raz czwarty jestem na tak. Po jej książki
sięgam praktycznie z zamkniętymi oczami, bo wiem, że zawsze czeka
mnie niesamowita historia, pełna wzruszeń i emocji. I tak było i
tym razem, ale po kolei.
Każdy z nas ma jakąś pasję, każdy
ma plan na życie, nie każdemu może udaje się go wykonać w stu
procentach, ale zawsze można go troszkę zmodyfikować. I tak też
było z Jessie Ryder, która marzyła o tym by zostać znaną
fotografką, by mogła swoją wizję świata zawrzeć w zdjęciach,
by móc pokazać innym, te wszystkie cuda natury, które miała w
planach zobaczyć. Chciała zwiedzać, podróżować, bawić się,
poznawać świat, jednak kiedy kończyła studia pojawił się mały
problem.
Jessie żyła z dnia na dzień, żyła
chwilą, i nawet nie wie jak to się stało, ale nagle jej świat się
zawalił. Nieplanowana ciąża psuła wszystko to co, chciała
osiągnąć w życiu. I jedynym wyjściem było oddanie dziecka do
adopcji. To była trudna decyzja, jednak jedyna słuszna. Teraz po
latach Jessie wie, że zrobiła dobrze, że może i dała by radę
wychować dziecko, jednak z całą pewnością by je
unieszczęśliwiła. Wie też, że jej siostra jest najlepszą matką
na świecie, i kocha dziewczynkę, jak własne dziecko.
Teraz po latach przyszedł czas by
rozliczyć się z przeszłością, by wyjawić długo skrywane
tajemnice, i to nie tylko te dotyczące adopcji. Jessie nie zostało
już dużo czasu, jej świat lada dzień, kolejny raz runie w gruzach,
a ona kolejny raz narobi zamieszania i zniknie.
Czy i tym razem rodzina pozwoli jej
odejść na kolejne szesnaście lat? Czy Jessi w końcu zrozumie, że
miłość i wsparcie bliskich są najważniejsze, że nie można całe
życie uciekać?
„Zanim nadejdzie ciemność” to
historia kobiety, która za wszelka cenę postanowiła spełnić
swoje największe marzenie, która gotowa była zrzucić całą
odpowiedzialność na innych, byle tylko móc robić to, co kochała
najbardziej. Jednak los bywa przewrotny, i zabiera nam to czego
najbardziej pragniemy. Jedni tracą najbliższych, upragnione
dziecko, a Jessie traci wzrok. Dla niej nie może być nic gorszego,
utrata wzroku to nie tylko koniec pracy, to przede wszystkim koniec
marzeń i życia.
Ale autorka nie skupia się tylko na
Jessie i jej życiu, poznajemy też losy Luz, jej siostry, która
wielokrotnie ratowała Jess przed kłopotami, która dla niej
zrezygnowała z własnych marzeń, ze studiów, a w końcu zajęła
się też jej dzieckiem – Lilą. I ona także ma tu coś do
powiedzenia, tak samo jak Dusty, który stracił żonę, a zyskał
dziecko. Wiele ludzi i wiele historii, no i tajemnic. W końcu każdy
coś skrywa, przed bliskimi, przyjaciółmi, przed całym światem i
każdy coś w życiu traci.
„Zanim nadejdzie ciemność” Susan
Wiggs to bardzo ciepła, wzruszająca i pełna emocji opowieść. To
historia ludzkich słabości, ale i siły, która pozwala wierzyć,
że nigdy nie jest za późno, że zawsze trzeba mieć nadzieję.
Autorka pokazuje nam, co tak naprawdę w życiu się liczy, i ja się z nią zgadzam :)
Polecam!!!
Za książkę bardzo dziękuję Pani
Monice z Wydawnictwa Harlequin/Mira!!!
Inne książki Susan Wiggs, które przeczytałam:
niedziela, 23 września 2012
Lilith – Olga Rudnicka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 400
Źródło: Biblioteczka własna
Są osoby, które nie przepadają za
polskimi autorami, ale ja do nich nie należę. Uwielbiam sięgać po
naszą rodzimą literaturę, a po przeczytaniu „Natalii5” po
twórczość pani Olgi w szczególności. Dla mnie, na chwilę
obecną, to jedna z najlepszych autorek, po książki której sięgam
bez chwili zastanowienia.
Lidka Sianecka nie miała wielkiej
ochoty na przeprowadzkę do niewielkiej mieściny. Jej mąż
odziedziczył po zmarłym stryju dworek wraz z ogromnym parkiem i
lasami. Jednak jej ciężko było rozstać się z przyjaciółmi, bo
z pracy i tak zrezygnowała jak tylko dowiedziała się, że jest w
ciąży. Na miejscu okazuje się, że mąż o wielu rzeczach jej nie
powiedział. Zapomniał wspomnieć, że Lipniów cieszy się sławą
polskiego Salem, że kiedyś palono tu czarownice na stosach. Do tego
Lidka dowiaduje się, że stryj nie umarł, tylko popełnił
samobójstwo.
Z braku zajęć i by zapomnieć o
ciągle powtarzających się sennych koszmarach, Lidka postanawia
zając się rzeczami zgromadzonymi na strychu. Znajduje tam wiele
interesujących starych dokumentów, pamiętniki, rysunki, mapy.
Zaczyna odkrywać historię miasteczka, oraz hrabiny Anastazji
Lipnowskiej. W tym czasie też zaczynają się dziać w Lipniowe
dziwne rzeczy – giną niebieskookie blondynki, ktoś włamuje się
do proboszcza i księgarni, a mąż Lidki, podejrzanie się
zachowuje.
Wszystko zmierza ku nagiej kobiecie
oplecionej wężem, oraz sabatów zrzeszających wyznawców różnych
wyznań. Czy Lidce uda się odzyskać nie tylko spokój ale też
męża? I czy miasteczkiem przestanie rządzić strach i Lilith –
królowa sukubów.
Książka jest genialna, najlepsza w
swoim rodzaju! „Lilith” to świetne połączenie kryminału z
wątkami okultystycznymi. Już dawno nie czytałam książki, która
by mnie tak wciągnęła, i trzymała w napięciu do ostatniej
strony. Jestem nią zachwycona i szkoda mi, że tak szybko się
skończyła.
Duże brawa należą się autorce za
pomysł, i za świetne go wykorzystanie. Za opis miasteczka, które
na pierwszy rzut oka wydaje się być spokojne, i takie zwyczajne,
jednak w rzeczywistości skrywające wielkie i przerażające
tajemnice. Ale przede wszystkim za bohaterów, za niezdecydowaną i
nieco naiwną Lidkę, za silną, mądrą i zdecydowaną Edytę
(chociaż czasem mnie troszkę denerwowała z tym swoim ciągłym
irytowaniem się). Za Piotra, Michała i Chmiela. Każda z tych
postaci jest świetnie wykreowana, widać, że autorka włożyła
wiele pracy w każdego bohatera, by nadać mu indywidualne cechy, by
nie był on mdły i taki jak wszyscy. No i za całe tło historyczne,
dzięki któremu ani przez chwilę się nie nudziłam.
„Lilith” Olgi Rudnickiej to
niesamowita książka, do której pewnie jeszcze nie raz wrócę.
Książka dzięki której oderwałam się od rzeczywistości na
długo. Ta atmosfera małego miasteczka i te wszystkie tajemnice
zdecydowanie mi się podobały :).
Polecam wszystkim tym, którzy jeszcze
jej nie mieli okazji czytać.
Baza recenzji Syndykatu ZwB
sobota, 22 września 2012
Ostatnie juz nabytki wrześniowe + darmowy ebook :)
Stosik typowo recenzyjny :)
Dziękuję również za kolejną książkę Panu Dawidowi, który postanowił zrobić darmowego ebooka ze swojej debiutanckiej książki "prawy, lewy, złamany"(wydanej na papierze w 2007 roku).
Do tej pory miałam przyjemność poznać dwie jego książki, których recenzje znajdziecie TU i TU, więc tym bardziej się cieszę, że przeczytam kolejną !!!
Więcej informacji po kliknięciu w okładkę !!!
- "Zanim nadejdzie ciemność" Susan Wiggs - od Pani Moniki z Wydawnictwa Harlequin/Mira
- "Mój najlepszy nauczyciel" dr Wayne - od Pani Natalii z Wydawnictwa Studio Astropsychologii
- "Dlaczego Twoje dziecko choruje" dr Kelly Dorfman - jw.
- "Ajurweda - medycyna indyjska" Monika Ptak - jw.
- "Wu wei Płyń z prądem życia" Theo Fischer - jw.
Dziękuję również za kolejną książkę Panu Dawidowi, który postanowił zrobić darmowego ebooka ze swojej debiutanckiej książki "prawy, lewy, złamany"(wydanej na papierze w 2007 roku).
Do tej pory miałam przyjemność poznać dwie jego książki, których recenzje znajdziecie TU i TU, więc tym bardziej się cieszę, że przeczytam kolejną !!!
Więcej informacji po kliknięciu w okładkę !!!
piątek, 21 września 2012
Odgłosy lata – Rosamunde Pilcher
Wydawnictwo: Książnica
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 278
Źródło: Biblioteczka własna
Jakiś czas temu skacząc po kanałach
telewizyjnych trafiłam na bardzo ładny i wzruszający film, okazało
się, że został on nakręcony na podstawie książki Rosamunde
Pilcher. Co raz częściej zaczęłam zaglądać na ten kanał i
okazało się, że nie tylko jej książki sfilmowano i nie tylko na
jej książki mam ochotę. Wciągnęłam się też w historie pisane
przez Ingę Lindstrom czy Barbarę Wood.
Laura, kiedy pierwszy raz zobaczyła
Aleka, wiedziała, że to idealny mężczyzna dla niej, wiedziała,
że w końcu go zdobędzie. Jednak kiedy już została jego żoną,
nie wszystko było takie, jak sobie wyobrażała. W domu w którym
zamieszkali, nie czuła się najlepiej, wszystko przypominało jej o
byłej żonie Aleka, znajomi również często o niej wspominali,
przez co Laura czuła się jeszcze gorzej. Do tego jej mąż,
zupełnie nie chciał rozmawiać o swojej córce, która wraz z matką
wyjechała do Ameryki. Laura czuła, że cała ta sytuacja wisi
między nimi, że jest jakaś wielka pustka, której nie może ona
wypełnić.
Jednak to nie koniec stresu dla tej
wrażliwej i delikatnej kobiety, bowiem okazuje się, że musi ona
niezwłocznie przejść pewien bardzo nieprzyjemny zabieg i nie
będzie mogła wyjechać wraz z mężem i jego znajomymi na corocznie
organizowany wyjazd. Jednak by nie psuć przyjemności Alekowi, Laura
wyjeżdża do jego rodziny do Kornwalii, by tam odbyć niezbędna
rekonwalescencję i odzyskać spokój. Jednak czy to możliwe, gdy
ktoś w anonimach zaczyna oskarżać ją o zdradę ?
„Odgłosy lata” to bardzo ładna
powieść obyczajowa, napisana bardzo plastycznym i barwnym językiem.
Potrafi ona wzruszyć, ale przede wszystkim zachwyca - opisami
Kornwalii, morza, starego ale przepięknego domu. Autorce udało się
stworzyć naprawdę niezwykły klimat, choć trochę oderwany od
rzeczywistości, ale dzięki temu możemy poznać życie bogatych
Brytyjczyków, końca XX wieku.
Rosamunde Pilcher bardzo ładnie
nakreśliła historie dwojga ludzi, którzy trochę pogubili się w
swoim małżeństwie, którzy nie potrafią odnaleźć właściwej
drogi. Cała historia, którą czytamy, dzieje się bardzo powoli,
nastrajając nas nieco melancholijnie, pozwalając odetchnąć od
całego tego pośpiechu, który nas otacza. Dzięki, niej możemy
napawać się urokami tego niezwykłego miejsca, i kibicować Laurze,
by w końcu odnalazła siebie.
Lubie takie historie i już się nie
mogę doczekać, kiedy przyjdzie do mnie z Finty „Dziki Tymianek”
tej autorki :)
środa, 19 września 2012
Cukiernia pod Amorem. Cieślakowie – Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Wydawnictwo: Nasza
Księgarnia
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 464
Źródło: Biblioteczka
własna
Pierwszy tom „Cukierni...” czytałam prawie rok temu, dzięki wielu pozytywnym opiniom,
sięgnęłam po niego, a następnie bardzo szybko zaopatrzyłam się
w dwa kolejne tomy. Jednak trochę przyszło im poczekać na półce,
bo zawsze coś innego wpadało w moje ręce, jakaś książka do
recenzji, nowość, którą bardzo pragnęłam. Ale w końcu
przyszedł czas na „Cieślaków” i ich historię.
I tak poznajemy dalsze
losy Marianny, która uciekła do Stanów Zjednoczonych i tam
urodziła syna – Paula Connora. Paula, który po wielu latach
przybywa do Polski, by spełnić swój obowiązek wobec kraju i choć
początkowo nie do końca czuje się on Polakiem, to jednak z czasem
wie, że więcej łączy go z tym krajem, niż z Ameryką.
Uczestniczymy też w życiu Kingi Toroszczyn, która ponownie układa
sobie życie, ponownie wychodzi za mąż za człowieka, którego jej
środowisko mogłoby nie uznać. Jednak przyszły takie czasy, że
Kindze to właściwie nie robi wielkiej różnicy.
Jednak najważniejsze w
tej części były dla mnie dzieje Grażyny Toroszczyn – Giny
Weylan, dzięki której mogłam odkrywać niezapomniane lata
dwudzieste. To ona, idąc w ślady matki, nie bała się wkroczyć w
dorosłość, nie bała się ludzi i tego, czego się po niej oczekuje,
tylko z wielkim uporem spełniała swoje marzenia. I to dzięki niej
– kobiecie silnej i niezależnej, możemy obserwować rozwój
polskiego teatru, kina i kabaretu.
Małgorzata
Gutowska-Adamczyk po raz kolejny stworzyła niesamowite dzieło,
splotła tak wiele historii, wydarzeń w jedną całość. Pięknie
osadziła wydarzenia na tle polskiej historii. Chociaż w tej części
troszkę zabrakło mi Igi i poszukiwań pierścienia – było ich
zdecydowanie za mało.
Cukiernia pod Amorem.
Cieślakowie” to pięknie napisana historia, historia końca rodu
Zajezierskich i początku rodu Cieślaków. Napisana z wielką
dbałością o szczegóły, z wielkim realizmem, niepozwalająca na
dłuższe przerwy w czytaniu. I tym razem, z całą pewnością nie
będę czekała kolejnego całego roku, by poznać trzecią i
ostatnią część.
Etykiety:
literatura piękna,
literatura polska,
powieść,
powieść historyczna,
WNK,
Z półki
sobota, 15 września 2012
Małe przyjemności :)
Kolejny raz Finta się sprawdziła i dzięki niej mam oto te dwie książki:
A na nich prześliczna zakładka wygrana w konkursie u Stayrude - za którą serdecznie dziękuję, jest cudna !!!
A na nich prześliczna zakładka wygrana w konkursie u Stayrude - za którą serdecznie dziękuję, jest cudna !!!
środa, 12 września 2012
Uzdrawiająca siła śmiechu – E. Hófner, H. Schachtner
Humor i prowokacja w terapii.
Wydawnictwo: Studio Astropsychologii
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 285
Źródło: Biblioteczka własna
Każdy z nas wie, że „śmiech to
zdrowie”, że łagodzi on stres, powoduje, że ciało się rozluźnia,
krew zaczyna szybciej krążyć, życie staje się od razu o wiele
piękniejsze. Śmiech ma uzdrawiające działanie, dlatego
amerykański psycholog – Frank Farelly opracował metodę terapii
śmiechem, a autorzy przywieźli ją do Niemiec i trochę
udoskonalili.
Czasem wydaje nam się, że życie jest
pasmem nieszczęść, że nie czeka nas już nic dobrego, że
wszystko co robimy, robimy źle. A jednak nasze problemy nie zawsze
są tak skomplikowane, jak nam się wydaje, czasami wystarczy na nie
spojrzeć z innej perspektywy, wyśmiać je, by znów na naszych
ustach zagościł uśmiech. Ważne jest by pamiętać, że „śmiech
ułatwia każdemu obcowanie z drugim człowiekiem.”
Autorzy w swojej książce serwują nam
„styl prowokatywny” czyli wywieranie wpływu za pomocą humoru i
wyzwania. W metodzie tej ważne jest by sprowokować śmiech i
sprzeciw w odpowiednim kierunku, bowiem śmiech uwalania, a sprzeciw
mobilizuje do działania. W trzech rozdziałach zostajemy wprowadzeni
do stylu ProSt, poznajemy jego cechy oraz postępowanie. Na
przykładzie konkretnych dialogów, poznajemy zastosowanie tej
metody.
Książka napisana jest w prosty i
bardzo przystępny sposób. Ma być przydatna nie tylko terapeutom,
ale każdemu z nas, jednak mnie to do końca nie przekonuje. Może
gdybym była psychoterapeutą, to informacje w niej zawarte, były by
dla mnie przydatne, jednak w obecnej chwili, trudno mi sobie to
wyobrazić. Nie wiem czego się po niej spodziewałam, ale chyba nie
tego. Nie wiem komu mogłabym polecić tą książkę, ale nikogo też nie
zniechęcam.
Za książkę dziękuję Pani Natalii z
Wydawnictwa Studio Astropsychologii !!!
czwartek, 6 września 2012
Za pięć rewolta – Dawid Kain
Wydawnictwo: Nisza
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 175
Źródło: Biblioteczka własna
„Za pięć rewolta” to moje kolejne
spotkanie z twórczością pana Dawida Kaina, a właściwie Marcina
Kiszela. Po metafizycznym horrorze - „Punkt wyjścia”,
postanowiłam zapoznać się z dość mało znanym gatunkiem, jakim
jest bizarro-fiction, bo on jako jedyny pasuje mi do tego, co
znalazłam tym razem w książce Pana Dawida. Ale po kolei.
Było ich dwóch – Sławek i Tomek,
jeden biedny, bez szans na lepsze życie, drugi nieprzyzwoicie bogaty
z dużą smykałką do tematów. Niby nic nie mogło ich łączyć, a
jednak dość przewrotny los uzależnia życie jednego od drugiego.
Sławek zawsze marzył o lepszym życiu,
był pełen ideałów, jednak z czasem brak perspektyw i ciągłe
porażki, bardzo szybko sprowadziły go na ziemię. Był
„hamburgerem”, a to i tak lepsze od zajęcia jego Alicji, to
zdecydowanie lepsze od bycia cum doll. Szukając drogi ucieczki
trafia on na spotkanie sekty, której członkowie przekonują go, że
„rzeczywistość jest więzieniem, a ludzkie ciała to cele z kości
i mięsa”. Teraz musi on uwolnić najbliższych, aż w końcu
siebie samego z tego więzienia, uwolnić od otaczającej szarej, i
ponurej rzeczywistości, a można to zrobić tylko w jeden sposób.
Tomek, całkowite przeciwieństwo
Sławka, nieprzeciętnie inteligentny i sprytny, nieprzyzwoicie
bogaty i pewny siebie, oraz płytki. Jest copywriterem faktów,
codziennie tworzy rzeczywistość, w którą wierzą miliony ludzi.
Jego życie to bajka, którą sam pisze. Kiedy dowiaduje się, że w
mieście popełniono autentyczną zbrodnię, wie że można na tym
temacie nieźle zarobić, w końcu w świecie gdzie wszystko jest
symulowane, to prawdziwa gratka !!!
Jestem pełna podziwu dla autora, nie
tylko kolejny raz zostałam zaskoczona, ale nie wiem, jak można było
stworzyć coś takiego!!!. Autor w niezwykły sposób, bardzo
przewrotny, sieje zamęt, przedstawia świat obdarty z uczuć, wręcz
wyreżyserowany. Nie brakuje tu brutalizmu, wręcz obleśnych
sytuacji, a to wszystko w otaczającej nas rzeczywistości.
Bohaterowie są tak różni, jak ich świat.
Świat, który serwuje nam Dawid Kain,
jest pełen zła, fałszu, brudu, wyuzdanego seksu. Wszystko w co
wierzymy, jest jedną wielką fikcją, wymyślaną przez
copywriterów, to oni nami kierują, mówią, co jest dobre a co
złe. Wszystko jest na sprzedaż, już nie tylko własne ciało, ale
i życie, a im więcej ludzi to zobaczy, tym lepiej.
Książka robi spore wrażenie, a treść
na długo pozostanie mi w głowie, jednak nie jest ona dla każdego.
Jeśli zdecydujecie się na książkę pana Dawida, musicie nastawić
się na brutalną rzeczywistość, niesmaczne kawałki, na świat,
który niebawem sami poznamy.
„te wszystkie wojny i masakry,
romanse gwiazd i ich burzliwe rozstania, choroby zbierające żniwo,
finansowe przewałki, polityczne rewolucje i tak dalej, to my to
wszystko bierzemy wymyślamy, za to nam płacą, powiem uczciwie, że
niepoślednią kaszankę. gdyż w kraju, gdzie każde wstanie z
krzesła obwołuje się zaraz powstaniem, każde beknięcie rewoltą,
a każde otwarcie butelki wódki z funflami politycznym przewrotem,
dobrą jest sprawą szeroko pojmowany copywriting faktów”.
Za książkę, serdecznie dziękuję
autorowi, panu Dawidowi !!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)