Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 400
Źródło: Biblioteczka własna
Z twórczością Debbie Macomber
spotkałam się już dawno temu przy okazji książki „Wszystko
albo nic”, potem było parę innych historii, aż w końcu poznałam
mieszkańców miasteczka Cedar Cove. Teraz przyszedł czas na Seattle
i niewielki sklepik z włóczkami.
Wszystko zaczyna się od Lydie, której
udało się dwukrotnie pokonać raka. Kiedy jej świat walił się w
gruzy, to robienie na drutach dało jej nie tylko poczucie celu ale i
spełnienia. Po wielu latach cierpienia, po wielu pobytach w
szpitalach, po wielu wspólnych robótkach, Lydia postanawia otworzyć
swój własny sklep, który ma być sposobem na afirmację życia. I
tak się wszystko zaczyna, zaczyna się od kursu robienia na drutach,
na który zapisują się trzy bardzo różne kobiety – Jacqueline,
Carol i Alix.
Jacqueline nigdy nie sądziła, że
będzie kiedyś robić na drutach, jednak życie bywa bardzo
nieprzewidywalne. Od kiedy tylko dowiedziała się, że jej jedyny
syn poślubił jakąś Tammie Lie, zaledwie po paru dniach znajomości
i że bardzo szybko zaszła ona w ciążę, świat jej się posypał.
Nie tak wyobrażała sobie ona życie Paula, jak i całej rodziny,
jednak pod wpływem nacisku męża i syna, w celu pojednania
postanawia zrobić kocyk dla dziecka, i tak trafia do Lydie na jej
kurs.
Carol czuje się bardzo szczęśliwą kobietą, dobrą żoną,
do czasu kiedy okazuje się, że zajście w ciążę wcale nie jest
takie proste. Do tej pory skupiona na karierze, nie podejrzewała,
że ta tak długo odkładana decyzja, może zaważyć na jej życiu.
Na szczęście została jej jeszcze ostatnia próba zapłodnienia in
vitro. Carol ma przeczucie, że tym razem wszystko będzie dobrze,
więc gdy przypadkiem przechodzi obok sklepu z włóczkami,
postanawia zrobić kocyk dla swojego jeszcze nie narodzonego dziecka.
Jest jeszcze Alix, która zapisała się na kurs, by wziąć udział
w programie Linus, i by odpracować godziny zasądzone jej przez sąd.
I choć początkowo żałuje, że się zapisała, to jednak „przędza
tworzy sploty, a sztuka robienia na drutach umacnia przyjaźnie i
łączy pokolenia”.
I tak poznałam kolejne miasto i
przyjaźnie w nim zawarte, poznałam historie, które mogą zdarzyć
się każdemu z nas. Debbie Macomber ma dar tworzenia niesamowitego
klimatu. W jej książkach nigdy nie ma pośpiechu, wszystko ma swój
początek i wszystko w końcu jakoś się układa, ale to tylko
dzięki pomocy innych ludzi. Autorka skupia się na ludziach i ich
potrzebach, na emocjach im towarzyszącym. Pokazuje, że w życiu
liczy się przyjaźń, że tylko dzięki niej jesteśmy w stanie przetrwać
ciężkie chwile. I nie ważny jest wiek, czy pochodzenie znajomych,
bo czasem obcy ludzie są w stanie bardziej nam pomóc, niż nasi
bliscy.
„Sklep na Blossom Street” to ciepła
opowieść o poszukiwaniu szczęścia, o nowych przyjaźniach, i o
walce z własnymi słabościami. To książka, w której nie brakuje
emocji, i siły do walki z przeciwnościami losu. Lubie zanurzać się
w świecie stworzonym przez Debbie Macomber, to dla mnie bardzo miło
spędzony czas ;)
Książkę przeczytałam dzięki
uprzejmości Wydawnictwa Harlequin/Mira, za co serdecznie dziękuje!!!
Ja jestem w trakcie czytania tej książki :) Mam nadzieję, że przypadnie mi do gustu tak samo jak i Tobie :)
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam na wrażenia ;)
UsuńOj, stęskniłam się za ciepłą, pogodną prozą Debbie Macomber! Z chęcią przeczytałabym tę książkę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Za to ciepło to chyba najbardziej ją lubię ;)
UsuńBardzo chętnie ją przeczytam. Przyda mi się taka przyjemna lektura:))
OdpowiedzUsuńNie doczytam recenzji do końca, bo właśnie wczoraj sięgnęłam po tą książkę ;) Ale wiem, że mi się spodoba- uwielbiam Debbie Macomber!!!
OdpowiedzUsuńJa też ją bardzo lubię!!!
UsuńBardzo lubię książki tego wydawnictwa. Tej nawet przyglądałam się na ich stronie. Ostatecznie jednak zrezygnowałam. Nie wiem, może kiedyś dam się namówić. Dziś pass.
OdpowiedzUsuńTak, książki mają świetne, nic tylko czytać i czytać ;)
UsuńNo na pewno ją przeczytam! Bardzo fajna recenzja :) Zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj, bardzo fajna :)
UsuńŚwietna i ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńChyba nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńMam wielką ochotę na taką ciepłą powieść, już sama okładka daje pozytywne skojarzenia. Byłam dzisiaj w bibliotece i rozglądałam się za książkami tej pani, ale nic nie wpadło mi w oczy. Może następnym razem :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest prześliczna, taka pastelowa ;)
UsuńBardzo lubię tę książkę. Od niej zaczęłam znajomość z twórczością pani Mcomber:-)
OdpowiedzUsuńJak miło ;) ja od dawna już ja miałam w planach, bardzo mnie kusiła ;)
UsuńIdealna dla mnie :)
OdpowiedzUsuńTwórczość Debbie Macomber znam i cenię, więc z miłą chęcią przeczytam „Sklep na Blossom Street”.
OdpowiedzUsuńKsiążkę (obie części) mam na półce od kilku lat (w innej szacie graficznej). Słyszałam o niej wiele dobrego, więc gdy udało się dostać ją tanio, nie wahałam się by ją kupić.
OdpowiedzUsuńSama nie wiem dlaczego do tej pory jej nie przeczytałam, pewnie ciągle wpada mi w ręce jakaś nowość...
Mam nadzieję, że szybko uda mi się zdobyć drugą cześć! Bardzo lubię twórczość Debbie ;)
UsuńChoć w bibliotece są pozycje tejże autorki, to brak mi narazie czasu:) Ale jest jedna pozycja, która szczególnie mnie ciekawi..
OdpowiedzUsuńWytypowałam Cię do nowej zabawy blogowej :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły tutaj:
http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/11/liebster-blog.html
jeśli nie chcesz brać udziału, to nikt oczywiście nie zmusza :)