Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 436
Źródło: Biblioteczka własna
Rzadko, bardzo rzadko sięgam po
książki z półki podróżniczej. Jakoś zawsze bałam się suchych
faktów i tego, że zwyczajnie będę się przy takich pozycjach
nudzić. Dlaczego więc sięgnęłam po tę pozycję? Jako
zootechnik, choć nie pracujący w zawodzie, nie mogłam nie poznać
przygód drugiego zootechnika. A tak bardziej poważnie byłam
ciekawa tej podróży, poznanych ludzi, licznych wycieczek.
„Moja Karolina” to relacja z
podróży do Stanów Zjednoczonych, Pan Piotr tuż przed
czterdziestką postanawia wybrać się na fermę trzody chlewnej w
Karolinie Północnej. Zamieszkał on w małym, zaledwie
czterotysięcznym miasteczku Elizabethtown, by tam przez prawie dwa
lata pracować na fermie macior, w dziale rozrodu. Wykonywał tą
sama pracę co „czarni” czy meksyki, którzy raczej większych
kwalifikacji nie mieli, często też był jedynym białym, na tej
amerykańskiej prowincji zdominowanej przez kolorowych.
Autor ma duży dar do opowiadania, robi
to z wielkim poczuciem humoru, dzięki czemu uśmiałam się nie
jednokrotnie. I jeśli ktoś myśli, że skupia się tylko na pracy,
to absolutnie nie. Poznajemy miasteczko Elizabethtown i jego
mieszkańców, zwyczaje jakie panują. Jestem zaskoczona kulturą
jaka panuje na drogach, nikt nie przekracza prędkości, a już broń
boże nikt na nikogo nie trąbi! Pełna kultura! Finanse opierają
się na pełnym zaufaniu, i wszędzie płaci się czekami,
wyobrażacie sobie coś takiego w Polsce? W pracy nie wolno do nikogo
za bardzo się zbliżać ani żartować z podtekstem seksualnym, gdyż
najmniejszy żart jest traktowany jako napastowanie, i taka osoba od
razu jest zwalniania. Pan Piotr niejednokrotnie musiał się ugryźć
w język, by nie wypalić coś głupiego. Ale i tak nie brakowało
innych żartów, które robili mu Murzyni, a on im.
Jedno co bardzo mi się nie podobało u
Amerykanów, to bardzo mała ilość urlopu jaka przysługuje
pracownikom, podobnie też uważał Pan Piotr, który musiał dużo
się nakombinować, pozamieniać, by udało mu się wyjeżdżać i
trochę pozwiedzać, dzięki czemu poznajemy relacje między innymi z
podboju Dzikiego Zachodu. Utah, stan najbogatszy w parki narodowe,
kaniony i czerwone skały, Kalifornia - „piekielna ziemia, sucha
jak wiór z kamienistym podłożem i surowymi skałami”, San
Francisco, Los Angeles i wiele innych miejsc udało się zwiedzić
autorowi a przy okazji nam.
Piotr Włódarczyk opowiadając nam o Stanach Zjednoczonych, nie jednokrotnie wtrąca wspomnienia z pracy w
Polsce, z praktyk produkcyjnych w PGR w Polsce oraz NRD, oraz
wcześniejszych licznych podróży, tego jak wraz z kolegą próbowali
dostać się do Włoch, podróży autostopem przez Jugosławię,
Węgry, Czechosłowację.
Muszę częściej sięgać po książki
podróżnicze, to były niezapomniane chwile i wrażenia. Miło jest
poznać inne zwyczaje, kulturę. Dowiedzieć się jak w praktyce
wygląda życie na innym kontynencie, życie wśród kolorowych. W
książce znajdują się też zdjęcia Pana Piotra, dzięki czemu
jeszcze lepiej możemy poznać jego przygody!
Polecam, jeśli chcecie poznać
prawdziwe życie, koniecznie musicie zapoznać się z „Moją
Karoliną” Piotra Włódarczyka! To zupełnie inny świat!!!
Książkę przeczytałam dzięki
uprzejmości Wydawnictwa Novae Res, za co serdecznie dziękuję!!!
Książka bierze udział w wyzwaniu:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: 2,5 cm
Ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńCiekawie zapowiada się ta podróż do Karoliny, tym bardziej, że nigdy nie byłem w USA. Jednak od książki podróżniczej wymagam nie tylko podawania suchych faktów, ale i finezyjnego języka z dużą dawką humoru. Widzę, że w tej pozycji mamy to wszystko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Tak, wszystko jest tak opowiedziane, że chłoniemy informacje, bawiąc się przy tym świetnie, no i nie raz zazdroszcząc trochę autorowi, że miał okazję poznać wiele ciekawych miejsc i ludzi! Humoru autorowi na pewno nie brakuje!
UsuńNa chwilę obecną nie mam ochoty na podróżnicze książki. Jestem zawziętą domatorką i może dlatego tak rzadko podróżuje, nawet wirtualnie :-)
OdpowiedzUsuńJa też raczej domatorką jestem i chyba bym sie bała tak wyruszyć w nieznane, ale podziwiam takie osoby jak Pan Piotr!!!
UsuńNie lubię także sięgać po książki podróżnicze, lecz na tą może się skuszę.
OdpowiedzUsuńJa zaczynam się co raz bardziej przekonywać a ta jest rewelacyjna!
UsuńPo podróżnicze o Stanach zawsze chętnie sięgam :)
OdpowiedzUsuńW takim razie tym bardziej polecam i jestem ciekawa jak Tobie się spodoba!!! :)
UsuńLubię książki podróżnicze, choć chyba akurat wyprawa na amerykańską, prowincjonalną farmę niespecjalnie mnie kusi:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Farma jak farma, ale ludzie na niej pracujące, mieszkańcy no i liczne wycieczki, zdecydowanie warte poznania :) Ale oczywiście nic na siłę :)
UsuńTym razem to książka nie dla mnie. Nie za bardzo interesuję się tą tematyką.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJestem ciekawa, co skłoniło autora do podjęcia takiej pracy, więc chyba przeczytam, mimo że też rzadko sięgam po relacje z podróży.
OdpowiedzUsuńBył jeden z powodów wymieniony, choć z opisów wycieczek i nie tylko tych po Stanach wnioskuję, że pana Piotra ogólnie nosi w świat, bo całkiem sporo podróżuje ;)
UsuńWłaśnie się nad nią zastanawiałam, w końcu nie wzięłam i zaczynam żałować;p
OdpowiedzUsuńOj możesz troszkę żałować, bo książka jest rewelacyjna! Ale zawsze może jeszcze wypożyczyć albo kupić :)
UsuńTeż boję się książek podróżniczych, ale po Twojej recenzji nabrałam chęci na poznanie jakiejś z tej półki :)
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że nasze obawy są bezpodstawne i trzeba trochę po nadrabiać!
UsuńPo książki podróżnicze rzadko sięgam Jeśli już to najchętniej po Brysona albo Cejrowskiego. :)
OdpowiedzUsuńJa Cejrowskiego kiedyś czytałam, uwielbiam Wojciechowską, a teraz także pana Piotra :)
UsuńHmm... Jakoś nie jestem do końca przekonana do tej książki. Może kiedyś;)
OdpowiedzUsuń