Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 332
Źródło: Biblioteczka własna
Niecałe pół roku temu miałam okazje poznać twórczość Robyn
Carr, kiedy to w moje ręce wpadła książka „Pożegnanie z przeszłością”. Teraz,
kiedy trafiłam na jej kolejną książkę, bez chwili wahania, bez chwili zastanowienia, szybciutko się za nią
zabrałam.
Virgin River to niewielkie miasteczko, liczące gdzieś koło
sześciuset mieszkańców, położone jest wysoko w górach. Jego mieszkańcy to dość
specyficzna grupa ludzi, cześć z nich to byli żołnierze, którzy chcą zapomnieć o tym co wiedzieli i
przeżyli w Iraku, a część marzy o wojsku, o wstąpieniu do armii. Jednak to co
najbardziej łączy tych ludzi, to wspólne przeżywanie bólu i pomoc tym, którzy ucierpieli w skutek śmierci bliskiej osoby.
Vanessa jakiś czas temu też straciła męża w Iraku, i choć
nie tak sobie wyobrażała swoje życie, to jednak teraz wie, że jedynie w Virgin
River jest w stanie dojść do siebie po tak ogromnej stracie. Na szczęście nie
jest sama, jest z nią ojciec, i jej i Matta najlepszy przyjaciel - Paul, który
postanowił zostać z Vanessą, póki ta nie urodzi dziecka. Obydwoje czują wielka
pustkę i razem starają się dojść do siebie, wspierać się nawzajem.
Jednak, po jakimś czasie, Vanessa uświadamia sobie, że nie
chce całego życia spędzić sama, że brakuje jej bliskości drugiej osoby, a
szczególnie bliskości Paula. Przez całe swoje krótkie małżeństwo ani razu nie
pomyślała o innym mężczyźnie, nie zdradziła męża, gdy ten stacjonował w Iraku,
jednak teraz czuje, że łączy ją z Paulem coś więcej niż tylko przyjaźń. Tylko czy
tak wolno, czy to nie za szybko i co ludzie powiedzą. Czy Vanessa ma jeszcze
prawo do szczęścia, do tego by być kochaną?
A Paul, który zakochał się w Vanessie od pierwszego wejrzenia,
czy ma w końcu u niej szansę, biorąc pod uwagę, że spodziewa się właśnie
dziecka z inną kobietą?
To moja druga wizyta w Virgin River i cieszę się, że mogłam
tu wrócić, zajrzeć do baru, usiąść przy stole z Jackiem, Mel, Proboszczem, i
innymi. Autorka kolejny raz zaserwowała nam niezwykłą lekcje przyjaźni,
lojalności i zaufania. Pokazała, że cokolwiek w życiu się dzieje, czy to
dobre rzeczy, czy złe, to warto się z nimi dzielić z przyjaciółmi, warto
wierzyć też, że nic nie dzieje się bez
przyczyny i po burzy zawsze wychodzi słońce.
Autorka pokazuje nam też, jak bardzo po stracie bliskiej
osoby, potrzebujemy wsparcia, ale też w końcu i bliskości. Bo przecież nikt nie
chce do końca życia pozostać sam, tylko pytanie, jak długo trzeba czekać, jak długo
trzeba kazać swoim uczuciom milczeć. Boimy się nie tylko pokochać znów, ale
przede wszystkim nie wiemy czy to wypada, czy nie za wcześnie, czy zmarły
małżonek nie miałby nic przeciwko. A w końcu przecież nie warto oglądać się na
to co ludzie powiedzą, trzeba korzystać z życia, bo jest ono zdecydowanie za
krótkie !
„Ulotne chwile szczęścia” to książka o miłości, przyjaźni, o
wsparciu i potrzebie bliskości. To książka, która pokazuje, jak ważne jest by
cieszyć się każdą chwilą, by czerpać z życia jak najwięcej, bo nigdy nie wiemy,
kiedy przyjdzie nam się z nim pożegnać. Robyn Carr po raz drugi daje nam
nadzieję, na lepsze jutro, daje nowe życie.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Harlequin/Mira, za co
serdecznie dziękuję !!!
zainteresowałaś mnie recenzją, przeczytałabym tę książkę
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Cię serdecznie :)
Może gdzieś na nią trafisz, albo sama Ci wpadnie w ręce :D
UsuńAle się zbiegłyśmy z tą recenzję:)
OdpowiedzUsuńtak jakoś nam wyszło :)
UsuńMożliwe, że kiedyś przeczytam, chociaż fabuła jest dość schematyczna. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMoże,ale środowisko które autorka opisuje dość specyficzne i podoba mi się stosunek do życia a w szczególności do nowo narodzonego :)
UsuńKończę właśnie czytać powyższą książkę i niedługo sama podzielę się wrażeniami z lektury. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo fajna, ciepła powieść.
OdpowiedzUsuńtak, bardzo ciepła, podoba mi się no i czekam na wrażenia :)
UsuńMuszę się wreszcie przełamać i przeczytać taką właśnie książkę, ciągle jakieś kryminały się przez moje ręce przewijają i polityczne pierdoły, czas poszerzyć horyzonty i chyba zacznę od tej właśnie książki, bardzo mnie tą recenzją zachęciłaś. Pozdrawiam serdecznie i miłej niedzieli życzę, najlepiej z ciepłą herbatką i przyjemną lekturą :)
OdpowiedzUsuńniedziela średnio fajna, bo od rana w pracy, ale lekturę Ci polecam, na pewno umili dzień :)
UsuńMiałam okazję czytać "Pożegnanie z przeszłością" i muszę przyznać, że była to bardzo przyjemna, lekka i ciepła lektura, którą miło wspominam. Dlatego z chęcią sięgnę po "Ulotne chwile szczęścia", która czeka na mnie na półce ;)
OdpowiedzUsuń"pożegnanie" równie bardzo mi się podobało, i dlatego tez skusiłam się na tą :)
UsuńWłaśnie czytam :)
OdpowiedzUsuńo to znaczy miło Ci czas leci :D no i czekam w takim razie na Twoje wrażenia :)
UsuńJa również właśnie zamieściłam recenzję tej książki ;D Bardzo fajna, ciepła, sympatyczna i nastrojowa lektura.
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytałam, i widzę że mamy podobne odczucia :)
UsuńJakoś nie jestem przekonana do książek z Harlequina ;]
OdpowiedzUsuńA z Miry? hehe Ja kiedyś tez nie byłam, ale wiadomo każdy czyta to co lubi :)
UsuńMira to też Harlequin :)
UsuńWiem, to taki żarcik był ;)
UsuńCałkiem fajna lektura dla odprężenia:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Tak, w pełni to potwierdzam :)
UsuńA ja pani nie znam, ale poznam gdy okazja się nadarzy. :)
OdpowiedzUsuńO to życzę, żeby okazja się nadarzyła :)
Usuń