Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 316
Źródło: Biblioteczka własna
Jakiś czas temu miałam okazję czytać książkę z serii „Zatoka
Cedrów” mojej ukochanej Debbie Macomber. Trochę już czasu minęło, a za mną wciąż
chodzili bohaterowie jej powieści. Na szczęście okres przedświąteczny
sprzyjał dużym obniżkom i promocjom i
dzięki temu znów mogłam zawitać w tym przeuroczym miasteczku, jakim jest Cedar
Cove. Znów mogłam przespacerować się nad brzegiem zatoki, poznać nowych
mieszkańców, przeżywać rozterki ze starymi znajomymi.
Grace Sherman przeżywa bardzo trudny okres w swoim życiu,
zostawił ją mąż, ot tak sobie, bez żadnego wyjaśnienia, po prostu zniknął z jej
życia. I nie tylko jej, ich córki również nie mogą pogodzić się ze zniknięciem
ojca. Do końca wierzą, że wróci, że to jakaś pomyłka. Niestety Grace nie chce
już dłużej czekać, od kiedy poznała Cliffa, marzy by w końcu zamknąć pewien
rozdział życia i zacząć wszystko na nowo. I choć przeżyła wspaniałe lata u boku
męża, to nie może już dłużej się zadręczać tym co się stało. A stało się coś,
czego pojąć nie może ani ona ani jej dwie córki.
Ale nie tylko w życiu Grace zaszły poważne zmiany, Olivia i
Jack też przezywają pierwsze trudności w nowym związku, Zach i Rossie
postanawiają się rozstać, jednak wyrok jaki wyda sędzina w sprawie ich rozwodu,
zaskoczy wszystkich.
Wspaniale było znów wrócić do Cedar Cove, odwiedzić jego
mieszkańców w domach, dowiedzieć się co nowego u nich słychać. A słychać bardzo
wiele, wiele się zmieniło od mojej ostatniej wizyty. I nie zawsze niestety były
to zmiany na lepsze, ale przecież w życiu nic nigdy nie układa się zawsze po
naszej myśli, czasem już tak jest że po dobrym roku, przychodzą smutki i
troski, ale grunt to zawsze się podnieś, walczyć o szczęście swoje i swoich
bliskich, nigdy się nie poddawać i iść z dumnie podniesiona głową, choć wiatr
wieje nam w oczy.
Zapraszam wszystkich nad Zatokę Cedrów, gdzie życie nie
zawsze spokojnie płynie, ale gdzie zawsze można liczyć na przyjaciół. A ja
zabieram się za kolejną część – „Spokojną przystań” :)
Uwielbiam tę serię. Dobrze, że mi o tej części przypomniałaś :)
OdpowiedzUsuńTa seria przede mną - bardzo chciałabym ją mieć!
OdpowiedzUsuńCudne okładki i zachęcająca treść :)
Nie miałam okazji jej przeczytać, ale brzmi ciekawie:))
OdpowiedzUsuńInne książki autorki czytałam, po tę też sięgnę :)
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale jakoś nie mogę się przekonać do Harlequinowskich książek :/ Niemniej książka wydaje się być ciekawa
OdpowiedzUsuńPierwsze trzy części przeczytałam. Teraz planuję jakoś zdobyć kolejne tomy, ale najlepiej od razu trzy ;) żeby choć troszkę dłużej pobyć w Cedar Cove ;)
OdpowiedzUsuńMoja droga mam straszną przeczytać tę książkę,a Twoja recenzja jeszcze bardziej mnie w tym umocniła:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię serię opowiadającą o mieszkańcach Cedar Cove, muszę przeczytać i tę część:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Fajnie mieć taką swoją sagę obyczajową. To niesamowite, jak czytelnik się przywiązuje do bohaterów.
OdpowiedzUsuńJakim, wyłóż mi, arcycudem jakiekolwiek wydawnictwo podjęło z Tobą współpracę?
OdpowiedzUsuńRecenzja bardzo zachęcająca, choć nie przepadam za takimi książkami. Chciałabym Ci jednak zwrócić uwagę na pewne sprawy czysto techniczne:
OdpowiedzUsuńNa szczęście okres przedświąteczny sprzyjał dużym obniżką i promocją - przy okazji liczby mnogiej powinno być obniżKOM i promocJOM
Grace Sherman przeżywa bardzo trudny okres w swoim życiu, zostawił ją mąż, tak ot sobie - zostawia się OT TAK a nie TAK OT
No i kilka literówek.
Nie robię tego złośliwie, wychodzę jednak z założenia, że bloggerzy powinni sobie wzajemnie pomagać i zwracać uwagę na takie pomyłki, które robimy często przez najzwyklejsze zamyślenie czy nieuwagę. :)
Pozdrawiam.
Podpisuję się pod tym, co napisała Dwojra. Jesteśmy tylko ludźmi i czasem robimy błędy, każdemu się zdarza :) Ale dobrze, że ktoś na to zwrócił uwagę.
OdpowiedzUsuńNatomiast makiwara jest chyba zbyt bezpośrednia i poniekąd bezczelna. Wyrażenie jakiego użyła jest odrobinę chamskie...
Co do książki jakoś mnie nie przekonuje, historia jest jakaś taka zagmatwana, i nie mogę połapać się w bohaterach :)
Bezpośrednia - jak najbardziej, chamstwo z kolei sobie wypraszam (w tym przynajmniej przypadku); jakkolwiek w y r a ż e n i e można uznać za sarkastyczne, nie jest ono w żadnym wypadku ordynarne czy grubiańskie.
OdpowiedzUsuńNie uważam też, żeby błędy w tak newralgicznych kwestiach językowych mogły być popełniane przez nieuwagę. I chociaż sama treść recenzji i jej stylistyka są całkiem dobre, pozostają one w cieniu rażących pomyłek. Szkoda.
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam.
Moja mama bardzo lubi takie spokojne, pełne ciepła książki, przy których można się odprężyć. Jestem pewna, że jej się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńNie mówię, że wyrażenie było ordynarne czy grubiańskie... Powiedziałabym, że "chamskie" w tym przypadku znaczyło, że napadłaś na Bogu ducha winną dziewczynę i zarzuciłaś jej, że nie umie pisać, a tak nie jest. Można wytknąć błędy, ale nie uznawać od razu, że żadne wydawnictwo nie powinno nawiązywać współpracy z Tosią. I nawet jeśli błędy nie znalazły się tutaj przez nieuwagę, to myślę, że zareagowałaś zbyt ostro.
OdpowiedzUsuńNie chce się kłócić, tym bardziej na blogu wyżej wspomnianej Tosi, bo akurat nie od tego są komentarze... Wyraziłam jedynie swoje osobiste zdanie i mam nadzieję, że to zrozumiesz. I wierzę, że Ty również wyraziłaś swoje własne zdanie. Ja pisząc mój komentarz chciałam po prostu zasygnalizować, że, moim zdaniem, zbyt szorstko potraktowałaś autorkę.
Dla wielu ludzi nadmierna, wcale niekonieczna, bezpośredniość jest uznawana za chamstwo. Ale to kwestia drugorzędna, kultury osobistej i dojrzałości intelektualnej. Powinniśmy skupić się na ocenie recenzji. Oprócz błędów, które zostały wskazane już wcześniej, mi niezbyt podoba się sam styl pisania, pewne sformułowania typu "spacerować nad brzegiem zatoki" czy "ale przecież w życiu nic nigdy nie układa się zawsze po naszej myśli". Pewnie nadmiernie się czepiam, ale przyzwyczajono mnie, że spaceruje się brzegiem zatoki, nad brzegiem zaś może np. rosnąć drzewo. "Nigdy nie układa się zawsze" to też razi mnie i myślę, że może razić innych. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym - mentalności, nie dojrzałości intelektualnej, ale to również kwestia sporna (zły, zły relatywizm - gratuluję za to spostrzegawczości, pomyłki z zatoką nie zauważyłam).
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, Iliana, że Twój komentarz stanowi osobistą wycieczkę do mnie (zdarza mi się to w tutejszej blogosferze po raz wtóry, tak więc mogę być nieco wyczulona; jednakowoż tę blogosferę dobrze już znam i kojarzę kilka korelacji). N i e zarzuciłam dziewczynie, że nie potrafi pisać (czytaj, proszę: "sama treść recenzji i jej stylistyka są całkiem dobre"; to świadczy na korzyść zupełnie odwrotnego stanu rzeczy). Oczywiście rozumiem Twoje prawo do wyrażenia opinii, sama z niego korzystam. Ot, nie rozumiem problemu (uprzedzam: powtórzenie argumentacji nie pomoże mi w jego pojęciu).
Dziękuję za uwagę podwójnie.
Ja zaś uważam, że ludzie dojrzali intelektualnie potrafią formułować oceny krytyczne w sposób znacznie lepszy i mniej chamski niż "Jakim, wyłóż mi, arcycudem jakiekolwiek wydawnictwo podjęło z Tobą współpracę? ". Natomiast, by uniknąć zarzutu o wycieczki osobiste, pominę ocenę bezpośrednią tego komentarza. Ponieważ nie chcę śmiecić na tym blogu to na tym zakończę swoją aktywność.
OdpowiedzUsuńNie, nie... z tym zarzutem odnosiłam się do pierwszego komentarza. Rozumiem twój punkt widzenia, chociaż powiedz szczerze, dlaczego miałabym odnosić się do ciebie? Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie mam pojęcia kim jesteś. Stykam się z Tobą pierwszy raz, więc czemu miałabym mieć coś do Ciebie? Po prostu chciałam stanąć w obronie Tosi, tylko tyle. Pozdrawiam serdecznie i życzę lepszych relacji w blogosferze.
OdpowiedzUsuńMoje relacje w blogosferze są odpowiednie (choć rzeczywiście jedynie z osobami, z którymi jest to możliwe). Wycieczki osobiste mają to do siebie, że są wyrazem bezsilności, nie - rzeczywistej znajomości osoby, czemu wyraz dają komentarze jednej z dziewczyn tutaj obecnych, nieszczęśnie widniejące na moim blogu.
OdpowiedzUsuńZakończenie dyskusji jest doskonałym pomysłem, szczególnie że do jej rozwoju jako wielkiego intelektualno-mentalnego śmietniska przyczyniły się osoby, których intencją najpewniej to nie było. I ja, co przeraża mnie najbardziej. Dziękuję (znowu!) za wymianę zdań i pozdrawiam.
Owszem, dalsza rozmowa nie ma już sensu (chociaż mam kilka zastrzeżeń), bo każda z nas ma odmienne zdanie i można o tym mówić na okrągło, a tak jak wyżej napisał Michał, nie będę zaśmiecać komuś bloga. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi smaku na książkę, normalnie muszę ją dostać w łapki bo nie wytrzymam.
OdpowiedzUsuń