Wydawnictwo: Harlequin
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 331
Źródło: Biblioteczka własna
Książka „Smak marzeń” to pierwsza część cyklu „Kronik portowych”, a dla mnie na pewno nie ostatnia. Ja bardzo lubię takie sagi rodzinne, przy nich najlepiej mi się odpoczywa i to one napawają mnie dobrym humorem i optymizmem.
Mick O'Brien zaprojektował i wybudował prześliczne nadmorskie miasteczko Chesapeake Shores. Chciał stworzyć taki mały raj dla siebie i swojej rodziny. Niestety, życie pokazało, że nie można mieć wszystkiego. Im bardziej zatracał się w pracy, tym bardziej tracił kontakt i więzi z najbliższymi. I tak po latach jego dzieci uciekły od niego, od miejsca, które zamiast zbliżyć wszystkich do siebie, stało się miejscem złych wspomnień. Jedynie najmłodsza Jess z piątki rodzeństwa, pozostała na miejscu i to ona wzywa siostrę na pomoc. Tak zaczyna się przygoda z rodziną O'Brienów.
Abby nie ma czasu na rozpaczanie, kiedy zostawia ją mąż, opieka nad niesfornymi bliźniaczkami i praca na Wall Street, pochłaniają jej tyle czasu, że na nic innego już nie starcza jej sił. A do tego telefon od siostry, która nie chce powiedzieć co się stało, tylko usilnie wymusza na niej powrót, do rodzinnego miasteczka. Abby zawsze czuła się odpowiedzialna za swoje rodzeństwo, i tak jak zawsze, nie umie odmówić Jess, choć grozi to powrotem do miejsca, z którego uciekła, by zapomnieć. Pakuje bliźniaczki i wraca do Chesapeake Shores, w przekonaniu, że nie zbawi tam długo. Na miejscu czeka ją jednak wiele niespodzianek, bo w tak uroczym miejscu nie można się nudzić.
Polubiłam całą rodzinę O'Brienów, a w szczególności pięcioletnie bliźniaczki, babcię (podporę rodziny) i Jess, która ma głowę pełną marzeń i dużo chęci, choć nie zawsze wychodzi jej wszystko tak jak by chciała. Bo tak jak Abby wydawała się być prawie doskonała we wszystkim co robiła, taka dokładna i systematyczna, tak Jess była zupełnym jej przeciwieństwem, ale na szczęście miała na kim polegać. Autorka zaserwowała nam całkiem sporą dawkę relacji rodzinnych, kłótni, zdrad, trudnych wyborów, no i oczywiście miłości.
Ale muszę też wspomnieć o scenerii, w jakiej umieściła swoją powieść Sherryl Woods, bo jest ona fantastyczna. Małe miasteczko, gdzie wszyscy się znają, gdzie nie ma za dużej anonimowości. Gdzie zamiast pośpiechu i wiecznego braku czasu, życie płynie zupełnie innym rytmem. Jest czas by się przejść wieczorem po plaży i przemyśleć parę spraw, jest dużo ciekawych miejsc by udać się na spotkanie, tylko we dwoje. Zamiast wieżowców małe domki z pięknymi, równo przystrzyżonymi zielonymi trawnikami. Chesapeake Shorees to wręcz takie idylliczne miejsce, w którym bardzo bym chciała się znaleźć, które chciałabym by było moim domem.
Polecam !!! Warto chociaż na parę godzin przenieść się do tego raju na ziemi.
Ocena 5/6
już gdzieś o niej słyszałam
OdpowiedzUsuńmoże się skusze jak będę miała czas
Okładka mnie korciła a pod wpływem Twojej recenzji jestem jeszcze bardziej zaintrygowana :)
OdpowiedzUsuńmnie ta książka nie zachwyciła... widać ile osób tyle opinii :) ładna recenzja :)
OdpowiedzUsuńWciąż nie jestem do końca przekonana do twórczości pani Woods, ale może kiedyś w końcu się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńCatherine - polecam :) jak będzie chwilka i okazja
OdpowiedzUsuńKasiek - aż się boję po Mnichu hehe
Sil - czytałam twoją opinię o książce i tak jak napisałam podobały mi się niektóre osoby, bo sama Abby była nijaka z tym nagromadzeniem problemów, za to Jess i Babcia wywołały u mnie wiele ciepłych uczuć. No i bliźniaczki :)i miasteczko i fajnie mi się czytało ;)
Daria - :)
Też już gdzieś o niej słyszałam ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja ;)
Bujaczek - Dzięki ;)
OdpowiedzUsuń