sobota, 10 września 2011

Jak puch z dmuchawca – Karen Kingsbury



Wydawnictwo: Polwen
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 378
Źródło: Biblioteczka koleżanki


Campbellowie mieli prawie wszystko, dobrą pracę, piękny dom z ogródkiem w dobrej dzielnicy, prywatny jacht. Stać ich było na wycieczki zagraniczne, jednak jakkolwiek by się starali, to za nic nie mogli mieć dzieci. A dla nich to była prawdziwa tragedia. Dlatego postanowili zaadoptować dziecko, to była ich jedyna szansa, by stworzyć pełną rodzinę, by mieć dla kogo żyć i kogo kochać z całego serca.
Rip Porter po pięciu latach więzienia w końcu wychodzi na wolność i jak gdyby nigdy nic wraca do żony. Już nie pamięta za co siedział i nie ma żadnych wyrzutów sumienia, że to przez niego, Wendy wielokrotnie lądowała w szpitalu z siniakami, czy połamanymi kośćmi. Jednak po tylu latach, w domu czeka go wielka niespodzianka, Wendy informuje go, że mieli dziecko, które oddała do adopcji, podrabiając jego podpis. Rip od tej pory zrobi wszystko, żeby odzyskać syna, o którym do tej pory nie miał pojęcia.
I tak oto splatają się losy dwóch różnych rodzin, dwóch różnych światów i rozpoczyna się walka o dziecko. Czy sąd po tylu latach ma prawo odebrać dziecko przybranym rodzicom, zniszczyć jego świat, tylko dlatego, że doszło do oszustwa? Czy w tym szczególnym przypadku nic nie można zrobić i Campbellowie będą musieli oddać dziecko jego ojcu, który siedział za brutalne pobicia żony. Czy taki dom pełen przemocy będzie lepszy dla tego małego człowieczka?
Temat tej książki bardzo mnie zainteresował, do tej pory mało czytałam tego typu książek, książek podejmujących temat adopcji. Jednak po części zawiodłam się, nie na samym temacie ale na tym w jaki sposób autorka przedstawiła nam tą historię. Zresztą mało brakowało a bym tej książki nie doczytała. I tak znów zacznę od minusów. Dialogi w tej książce są straszne, wręcz sztuczne, jak by pisało je małe dziecko. Do tego na samym początku, w kółko czytamy to samo, autorka jedną myśl powtarza na tysiąc sposobów. Zniechęciło mnie to bardzo. To trochę tak, jak by sama nie wiedziała co dalej napisać, albo czym zapełnić treść, żeby było jej więcej. Dopiero gdzieś od połowy akcja zaczyna się rozkręcać (choć dialogi nadal czasami są drętwe) i możemy poczytać na właściwy temat, czyli o walce o dziecko.
Trudno mi ocenić tą książkę, bo z jednej strony sam pomysł, sama historia bardzo ciekawa, a z drugiej język jakim jest napisana jest na naprawdę niskim poziomie. I to co najbardziej mi się w tej książce podobało to okładka. Ale nie przekreślałabym tej książki do końca, bo jednak jej przesłanie jest dość ważne, i myślę że pewnym osobom ta książka może pomóc.
Tak więc nie zniechęcam ale też jakoś szczególnie nie zachęcam, kto będzie chciał, to i tak przeczyta :)
Ocena 6/10

6 komentarzy:

  1. Pierwszy raz słyszę o tym wydawnictwie i tej książce. Szkoda, że w twoich oczach wypadła ona tak słabo, przez co ja chyba również się nie skusze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Temat naprawdę ciekawy, szkoda tylko, że tak słabo przedstawiony :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając opis fabuły książka wydała mi się interesująca, ale skoro jest słabo napisana to raczej po nią nie sięgnę. Na pewno są powieści, poruszające podobną tematykę, ale napisane na wyższym poziomie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli będzie okazja to sięgnę po tę książkę

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie się właściwie podobało, styl autorki mi nie przeszkadzał, nie wyczułam sztuczności. Za to baaaardzo przeszkadzały mi liczne literówki, rozumiem jedna, dwie mogą się zdarzyć, ale w tym przypadku miałam nieodparte wrażenie, że wydawnictwo poskąpiło na korektę...

    OdpowiedzUsuń
  6. Izusr - o to właściwie kolejny minus książki, i nie mówię, że jest całkiem zła ale są lepsze ;)

    OdpowiedzUsuń