Wydawnictwo: wydana własnym nakładem
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 222
Źródło: Biblioteczka własna
Na początku tego roku miałam
przyjemność poznać twórczość pana Krzysztofa Bieleckiego. Jego
książka „Defekt pamięci” zrobiła na mnie całkiem spore
wrażenie, była tak zakręcona, tak totalnie nierzeczywista, tak
inna od tych które na co dzień czytam. Teraz kiedy kończy się
rok, znów przyszło mi poznać kolejne dzieło pana Krzysztofa, i
jak sam on napisał do mnie, jest to książka „jeszcze bardziej
zakręcona, w której granice nietypowości zostały jeszcze bardziej
przesunięte”. Po takich słowach musiałam ją mieć, musiałam
ją poznać!!!
Czy jest to możliwe by zniknąć tak
zupełnie bez śladu? W normalnych warunkach na pewno tak, ale czy
można zniknąć z jadącego pociągu, który nie ma żadnych
przystanków, których tak właściwie to nie jedzie, i nie jest
takim zwykłym pociągiem. Okazuje się, że tak. John Johnson znika
tak po prostu, a jego przyjaciel wraz z pewną damą zaczynają go
szukać.
Co w tym wszystkim takiego dziwnego?
Dziwne jest to, że to tak naprawdę ostatni rozdział, i właściwa
część książki. Autor już we wstępie mówi nam o tym, że „to
wszystko, co teraz czytasz, to wstęp. Zarówno ten rozdział, jak i
kilka kolejnych. Zadziwiający to wstęp, ponieważ dłuższy niż
sama opowieść ...”. i jeśli nie liczyć tego wstępu, to
zanim dotrzemy do właściwego opowiadania, przed nami jest pięć
historii, które wcale nie trzeba czytać po kolei, i które nie mają
ze sobą zbyt wiele wspólnego.
I tak poznajemy pana X, który pewnego
dnia zaczął zauważać rzeczy, na które uwagę zwracają tylko
dzieci i osoby bardzo wrażliwe. Poznajemy Emmę, która organizuje
pierwszą imprezę i nie tylko imprezę, swojemu chłopakowi.
Następnie przenosimy się na złomowisko, największe jakie tylko
może istnieć, by poznać smutne losy Mo i Ma. A będąc przy dużej
ilości metalu, złomu, poznajemy admirała, który marzy o chwale i
sławie, który za wszelką cenę chce dotrzeć swoim statkiem
podwodnym na biegun południowy. Jest też pewien ochroniarz, który
najbardziej na świecie marzy o tym, by być jak Sonora Webster, jest
też mężczyzna z zegarkami, który zbliża się do ludzi, by coś
im podarować.
Muszę się przyznać, że nie umiałam
do końca wyzbyć się starych nawyków, a właściwie typowych dla
książki, i czytałam ją od początku do końca. Nie skorzystałam
z rady autora, żeby nie traktować jej jak zwykłej książki, że
można skakać po rozdziałach. Ale to nic, bo i tak dostałam
książkę, która zadziwia, która wymyka się spod kontroli. Nie
wiedziałam czego mogę się po niej spodziewać i dostałam ogromną
dawkę zdziwienia, autor po raz kolejny zaskoczył mnie
nieszablonowością, dużą pomysłowością. Zdecydowanie pan
Krzysztof ma wiele ciekawych pomysłów i świetnie potrafi je
wykorzystać!
„Rekonstrukcja” to nie jest
zwyczajna książką, to nie jest książka, dla osób, które lubią
twardo stąpać po ziemi. „Rekonstrukcja” to pierwsza powieść
projekcyjna, dzięki której każdy znajdzie w niej coś innego. I
jeśli ktoś myśli, że wie o co w niej chodzi, co znajdzie na
następnej stronie, że już nic go nie zaskoczy, to jest w grubym
błędzie. Krzysztof Bielecki potrafi zaskoczyć niebanalnością,
totalnym oderwaniem od rzeczywistości, potrafi tak zakręcić, że
już nic nie wiadomo!!!!
Polecam, w szczególności osobom,
które nie boją się odkrywać nowych, nieznanych obszarów ludzkiej
psychiki, dla których świat nie kończy się na tym co znane!!!
A ja bardzo serdecznie dziękuję
autorowi za książkę!!!
Nie wiem, czy dam radę przeczytać tak zwariowaną, nieszablonową historię. Może kiedyś spróbuje, lecz na chwilę obecną mam inne zobowiązania czytelnicze, a których muszę się w najbliższym czasie wywiązać.
OdpowiedzUsuńDziwne to było, ale intrygujące :D
OdpowiedzUsuńChcę przeczytać jeszcze "Defekt.." od tego autora.
Dziwnie niesamowicie :) Ja tam lubię takie klimaty !
Usuń"Rekonstrukcja" aspiruje do miana powieści hipertekstowej? Coś w stylu "Gry w klasy" Cortazara?
OdpowiedzUsuńI tak i nie, można sobie wprawdzie wybierać rozdziały i postacie są na swój sposób nieprzewidywalne, jedne w swoim rodzaju, jednak tak do końca to bym jej nie porównała do "Gry w klasy". Książka ma coś z powieści hipertekstowej ale wydaje mi że w całości do tego gatunku bym jej nie zaliczyła.
UsuńNie słyszałam jeszcze o tym autorze, ale z chęcią zapoznam się z jego prozą. Zawsze to jakaś nowinka, a to lubię w książkowym świecie najbardziej :)
OdpowiedzUsuńZachęcam, fajnie jest poznawać nowe, nieznane, nieograniczone!
UsuńCzytałam. Książka faktycznie jest ostro zakręcona :))
OdpowiedzUsuńBardzo!!!!
UsuńTo już druga recenzja tej książki jaką czytam i kolejna zachęcająca. :)
OdpowiedzUsuńPolecam Ci Ewo, książka jedyna w swoim rodzaju!
UsuńSama nie wiem ... nie jestem do końca przekonana czy to coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńW takim razie nie namawiam, ale jak będziesz miała okazję, to daj jej szansę!
UsuńW tej chwili to się chyba boję po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńBoisz? A dlaczego? Nie lubisz nieprzewidywalnych książek?
UsuńCoś ostatnio głośno się o tej książce zrobiło. Jak wpadnie mi w ręce, chętnie przeczytam:)
OdpowiedzUsuń:) Przeczytaj, polecam!
UsuńNigdy nie słyszałam o tym autorze ,a tym bardziej o tej książce. Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła. Ostatnio cierpię na syndrom znudzenia czytelniczego ,który objawia się tym ,że już na początku domyślam się tego jak kończy się książka i o dziwo często jest to zgodne z prawdą. Zaufam i przeczytam. Mam nadzieję ,że tym razem będę w pełni usatysfakcjonowana.
OdpowiedzUsuńNa pewno na początku nie domyślisz się końca - gwarantuję Ci to i oczywiście polecam książkę :)
Usuń