Jakoś  tak ostatnio wzięło mnie na filmy o aniołach, półaniołach, diabłach.  Filmy mroczne i nawiązujące do wiary. I taki właśnie jest „Constantine”,  który powstał na podstawie komiksu "Hellblazer".  Jonh  Constantin od dziecka miał dar do rozpoznawania ludzi o duszy  zdublowanej przez anioły lub demony. „Hybrydy” te występują na Ziemi, by  utrzymać równowagę między siłami dobra i zła, a zadaniem Jonha jest  wysłanie w zaświaty piekielne tych, którzy chcą zachwiać tą równowagę.  Constantine umira na raka płuc – czekając na piekło, za nieudaną próbę  samobójczą i nikotynową arogancję. Do tego dochodzi jeszcze intryga,  której celem jest sprowadzenie na Ziemię syna Belzebuba. Gdy wszędzie  mnożą się zgony, John poznaje Angelę, policjantkę proszącą go o pomoc w  sprawie tajemniczej śmierci swojej siostry bliźniaczki.
Rozwiązanie wszystkich zagadek przynosi dopiero scena finałowa, a sam Diabeł nie taki czarny jak go malują.
Film ogląda się naprawdę dobrze, i na próżno w nim szukać atrakcji, gdyż one same się znajdują.
     piątek, 02 maja 2008  
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz