poniedziałek, 28 listopada 2011

Anielskie słowa – dr Doreen Virtue, Gant Virtue


Rok wydania: 2011
Liczba stron: 151
Źródło: Biblioteczka własna


Chyba każdy z nas wie, jak pozytywne myślenie wpływa na nasze życie. Gdy jesteśmy negatywnie nastawieni do świata, rzadko udaje się spełnić jakieś marzenia, czy założenia. Każdy wie, że grunt to pozytywne myślenie i nastawienie, ale czy wiecie, że nie tylko same podejście jest ważne?
Dr Doreen Virtue zdobyła tytuł doktora w poradnictwie psychologicznym, oraz przedlicencjata na Antelope Valley College. Jednak to co najbardziej w życiu lubi robić, to co jest dla niej powołaniem, to jasnowidzenie. Podczas nagrywania jednej z audycji, wraz z synem, zauważyli, że przy wypowiadaniu niektórych słów na wykresie pojawiają się „anielskie skrzydła”. Od tej pory prowadzili dużo badań nad słownictwem oraz jego wpływem na życie.
Słowa mają bardzo różny wydźwięk, różnie wpływają na człowieka. Im częściej i więcej wypowiadamy wulgaryzmów, tym bardziej stajemy się agresywni i zniechęceni światem w którym żyjemy. Bo czy w kółko marudząc i źle mówiąc o naszej na przykład pracy, będziemy się w niej dobrze czuli? Czy kiedy cały czas będziemy negatywnie nastawieni, to pobyt, te osiem godzin minie nam szybko i przyjemnie? No nie.
Doren wraz z Grantem próbuje udowodnić, że to od nas zależy życie, to my decydujemy czy odniesiemy w nim sukces czy porażkę. Każde słowo ma inne natężenie, inny wydźwięk, inne wibracje. I to właśnie te wibracje powodują, że powtarzając je, kształtujemy swoja rzeczywistość. Słowa można podzielić na trzy grupy: negatywne, neutralne i pozytywne.  Warto zapamiętać te pozytywne i każde negatywne wyrażenie zamieniać, dzięki czemu z czasem zmieni się nasze życie. I tak autorzy proponują by zamiast powiedzieć np. „omal nie dostałem zawału” zamienić to na „to zrobiło na mnie duże wrażenie” – według wykresu to drugie wyrażenie ma o wiele większe wibracje i o wiele bardziej pozytywnie wpłynie na nas, na nasze nastawienie i nasze powodzenie.
„Anielskie słowa” to podręcznik, który nie tylko pomoże nam zrozumieć, jak ważne jest to co mówimy, ale też dzięki pięknemu wykonaniu, zdecydowanie poprawi nam nastrój. Książka zawiera bardzo dużą liczbę zdjęć aniołów, które na mnie zrobiły pozytywne wrażenie. Do tego każdy rozdział rozpoczyna się cytatem, ukazującym, że nie od dziś wiadomo, jak dużą siłę i przekaz zawierają słowa.
„Życzliwe słowa mogą być krótkie i łatwe do wypowiedzenia, 
ale odbijają się nieskończonym echem”
                                                                              -         Matka Teresa

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Studio Astropsychologii !!!

niedziela, 27 listopada 2011

Norwegian Wood – Haruki Murakami



Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2006, 2011
Liczba stron: 318
Źródło: Biblioteczka własna


Lubicie książki o miłości? Ja, nie ma co ukrywać, bardzo. Ale czegoś takiego chyba się nie spodziewałam. Tak właściwie to sama nie wiedziałam czego mam się spodziewać i co myśleć o Murakamim, bo do tej pory przeczytałam jego tylko jedną książkę i to na dodatek opowiadania. Teraz już chyba wiem, co ludzi przyciąga do tego autora, chociaż trochę trudno mi to opisać słowami.
Lata sześćdziesiąte. Czuć zbliżające się zmiany w kraju, na uczelniach protestujący, na ulicach wolna miłość i dzieci kwiaty. A w tym wszystkim Toru Watanabe i jego dwie kobiety: Naoko – dziewczyna jego zmarłego przyjaciela, oraz Midorki – koleżanka ze studiów. Obie tak różne, a jednak coś je łączy – nie potrafią żyć bez Toru. A Toru, sam tak do końca nie wie co chce, pomału uczy się co to jest przyjaźń i czym się różni ona od miłości. Ale jest jeszcze coś, wokół czego obraca się życie każdego z bohaterów – śmierć, która „nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego częścią”.
Ciężko mi  opisać moje wrażenia po przeczytaniu tej książki, ale z całą pewnością mogę ją zaliczyć do książek bardzo niezwykłych. I choć początkowo trochę trudno było mi się w niej odnaleźć to z czasem nie mogłam się od niej oderwać. Akcja, choć nie przyspiesza ani trochę, choć przez całą książkę toczy pomału się swoim torem, to jednak ma coś w sobie, jakoś siłę, która przyciąga, hipnotyzuje.
„Norwegian Wood” to naprawdę piękna, nostalgiczna historia, o miłości, przyjaźni i śmierci. To historia, w której główny bohater dojrzewa nie tylko społecznie, ale też zaczyna wyrabiać sobie własny światopogląd. Toru przez te parę lat studiowania uczy się siebie, życia, kobiet i seksu. Dojrzewa, by w końcu nauczyć się, co jest ważne w życiu, dojrzewa by w końcu naprawdę żyć.
Język jakim operuje Murakami jest prosty i bardzo wyrazisty, przez co opowiedziana historia jest bardzo realistyczna, poruszająca i niezwykła. Polecam, a ja z całą pewnością jeszcze sięgnę po inne książki tego autora :)


wtorek, 22 listopada 2011

Trzeci już stosik listopadowy

Już od dawna miałam w planach czarną serię Camilli Lackberg i tak się złożyło, że w Tesco taki oto pakiecik czterech książek był przeceniony na 80 zł. No grzechem byłoby go nie przygarnąć :) Ale żeby nie było, to dokupiłam jeszcze moją ulubioną Debbie Macomber, również z promocji :) Coś czuję, że częściej będę musiała tam zaglądać, choć jest mi to totalnie nie po drodze. 

Przyszedł też do mnie taki oto pakiecik od Wydawnictwa Studio Astropsychologi, za który serdecznie dziękuję Pani Ewie :)
 W tym miesiącu nie mogę narzekać na brak książek, co mnie niezmiernie cieszy. Od następnego będę oszczędzać :)


poniedziałek, 21 listopada 2011

Detektyw i dziewczyna – Julie Miller




Wydawnictwo: Harlequin
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 218
Źródło: Biblioteczka własna


Znacie Harlequiny? Nawet jeśli ich nie czytaliście to i tak każdy wie o co chodzi. Do niedawna książki te kojarzyły mi się tylko i wyłącznie z samymi romansami, aż do czasu, gdy natrafiłam na tę oto książeczkę. Nowa seria to połączenie romansu z sensacją, dzięki czemu możemy zobaczyć jak rodzi się uczucie w dość nietypowych sytuacjach, w sytuacji, gdy bohaterowie walczą o przeżycie.

Elizabeth ma ochotę już tylko na to, by znaleźć się w końcu w swoim łóżku i móc spokojnie iść spać. Jednak kiedy wjeżdża do garażu, ktoś znienacka ją atakuje, rzuca nią brutalnie o podłogę. Kiedy udaje jej się odzyskać przytomność, wie, że musi jak najszybciej wydostać się z domu a jedyną pomoc może uzyskać u nowego sąsiada. Kevin, początkowo dość niechętny nocnym odwiedzinom, po chwili postanawia zająć się całą tą sprawą. Okazuje się, że jest on doświadczonym policjantem zajmującym się ciężkimi przestępstwami i choć to do takich początkowo się nie kwalifikuje, to z czasem okaże się, że Elizabeth grozi naprawdę wielkie niebezpieczeństwo. 

Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie ta książka. Nie spodziewałam się aż takiej intrygi, takiego przebiegu wydarzeń. Akcja rozkręca się już od pierwszej strony i przyspiesza zbliżając się ku końcowi. Sama intryga jest niezwykle ciekawa i dobrze przemyślana. A bohaterowie równie interesujący. 

Spodziewałam się przystojniaka z wydziału zabójstw a otrzymałam potężnego mężczyznę o twarzy „buldoga” z wyjątkowo miękkim sercem. Na dodatek, który nie ufa kobietom ale i sobie też. Wie jak łatwo go wykorzystać i że choć już raz się naciął na pewna kobietę, to jednak zawsze przybędzie im z pomocą. 

Podoba mi się ta seria „Romans & Sensacja”, książka nie tylko idealnie mieści mi się w torebce w czasie podróży, ale też dostarcza odpowiednich wrażeń. Bo czyż nie najsilniejszymi uczuciami pałamy w chwilach zagrożenia? To właśnie wtedy zdajemy sobie sprawę jak bardzo potrzebujemy bliskości drugiej osoby, to właśnie w takich sytuacjach rodzą się najsilniejsze uczucia.
Polecam wszystkim, którzy mają ochotę na dobry romans z dużą dawką adrenaliny :)

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Harlequin, za co serdecznie dziękuję !!!

piątek, 18 listopada 2011

Pożegnanie z przeszłością – Robyn Carr




Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 268
Źródło: Biblioteczka własna


Czasami ciężko jest nam się pogodzić z przeszłością, a dopóki tego nie zrobimy, nie możemy iść dalej. By zacząć nowy etap w życiu trzeba na dobre zakończyć to co było i bez oglądania się za siebie iść do przodu. Jednak nie zawsze to jest takie proste, nie zawsze tak z dnia na dzień jesteśmy w stanie zmienić swoje życie. Czasami potrzeba wiele dni a niekiedy lat, by zrozumieć, wybaczyć, by w końcu na nowo nauczyć się żyć. Szczególnie ciężko jest nam, gdy odejdzie od nas ktoś bliski, i chociaż wiemy, że to niebawem się stanie, to jednak nigdy nie jesteśmy na to gotowi.

Marcie już od małego wiedziała co to ból po stracie bliskich, wychowywana przez siostrę, wiedziała, że kiedyś wszyscy odejdą z tego świata. Jednak kiedy zakochała się w Bobbym, nie sądziła, że i on ją tak szybko zostawi. Ma dwadzieścia siedem lat i właśnie została wdową. Jej mąż został ciężko ranny w Iraku i już od samego początku było wiadomo, że z tego nie wyjdzie. I choć Marcie miała dużo czasu na pogodzenie się z tym co nieuchronne, to jednak czy ktokolwiek jest w stanie pogodzić się ze śmiercią?

Marcie „by ruszyć w następną drogę, nową drogę życia, musiała najpierw przebyć tę”. Postanowiła odnaleźć najlepszego przyjaciela swojego męża, który po części uratował mu (lub po prostu przedłużył mu) życie. Nie wie ona dlaczego Ian przestał nagle się do niej odzywać, czemu urwał z nią kontakt, w końcu z Bobbym przeżyli tyle wspólnych chwil. Marcie wie, że dopóki nie porozmawia z Ianem, to nie będzie mogła dalej normalnie żyć.
Zaczyna się długa i ciężka podróż.

„Pożegnanie z przeszłością” Robyn Carr to bardzo piękna powieść obyczajowa, która zawiera tak dużą dawkę emocji, że nie obyło się bez uronienia paru łez. I choć to nie mój mąż zmarł, nie mojego przyjaciela szukałam, to jednak, czułam ból razem z Marcie. Autorka ma niesamowity dar przelewania uczuć na papier, i robi to tak sugestywnie, że czasami miałam wrażenie, jakby to mnie spotkały te wszystkie nieszczęścia.

Ale w książce nie tylko znajdujemy smutek i ból, autorka pokazuje nam też jaką siłą jest przyjaźń i jak jest ona ważna w życiu każdego człowieka. Żołnierze z Marine Corps zawsze trzymają się razem i choć często nie chcą opowiadać o tym co było, to jednak są w stanie oddać za siebie życie.

Jest jeszcze coś, co bardzo mi się spodobało w tej książce. Robyn Carr pokazuje nam jak ważne są w naszym życiu symbole, jak zwykła choinka potrafi zjednoczyć ludzi i nieś im otuchę, ciepło, pamięć. Gwiazda Betlejemska – „jest sensem, celem w życiu, obietnicą”.

Dawno się tak nie wzruszyłam podczas czytania, ale „Pożegnanie z przeszłością” to nie tylko wyciskacz łez, to też historia, która daje wiarę, która pozwala uwierzyć że nic nie dzieje się bez przyczyny i we wszystkim co nas spotyka jest jakiś sens. Podczas jej czytania zabrakło mi tylko śniegu za oknem :)
Polecam wszystkim tą piękną historię, będzie ona idealna na zbliżające się święta. To wspaniała zimowa lektura.:)

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Harlequin/Mira, za co serdecznie dziękuję !!!

wtorek, 15 listopada 2011

Gdański depozyt – Piotr Schmandt



Wydawnictwo: Oficynka
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 310
Źródło: Biblioteczka własna


„Pasjonujący kryminał w kolorze sepii, niekiedy z przewagą czerni.”

Co jakiś czas lubię sięgać po kryminały, ale takie, których akcja toczy się w czasach mniej nam współczesnych. Lubię, kiedy zagadki rozwiązuje się za pomocą „głowy”, gdy bohaterowie muszą się wykazać nie tylko sprytem, ale też logicznym rozumowaniem, kiedy liczy się inteligencja a nie siła. Teraz by znaleźć mordercę czy odnaleźć skarb, do wszystkiego wykorzystuje się komputery, telefony, internet, badania DNA, itp. A kiedyś, to były czasy, nikt nie szedł na skróty, każdy naprawdę musiał się wykazać i pomyśleć, by do czegoś dojść.

Wolny Gdańsk. Wielkimi krokami zbliża się druga wojna światowa, jednak pomimo rosnącego niepokoju, ludzie nadal pracują, robią zakupy, czy popołudniami spacerują. Każdy na swój sposób stara się żyć normalnie, jednak nie każdemu jest to dane. Dyrektor w Komisariacie Generalnym Rządu RP, pan Noskowski dostaje propozycję nie do odrzucenia.  Ktoś twierdzi, że jest w posiadaniu „Gdańskiego depozytu” i chce koniecznie go oddać w polskie ręce. Z tym, że to oddać, to nie do końca tak za darmo, i wcale nie tak prosto do rąk. I tu sprawa się komplikuje, bo żeby odzyskać tajemniczy depozyt, trzeba wtajemniczyć w całą tą akcję jak najmniejszą liczbę osób, a z czasem okazuję się, że co raz więcej osób chce go mieć dla siebie.

Kto za tym wszystkim stoi, i co tak naprawdę znajduje się w tym depozycie, tego już nie zdradzę, mogę tylko powiedzieć, że szykuje się niezłe zamieszanie.

Pierwszy raz mam do czynienia z twórczością pana Piotra Schmandta i jestem mile zaskoczona. Nie do końca wiedziałam, czego mogę się spodziewać, a dostałam całkiem dobry kryminał z niezwykłą zagadką i całą plejadą czarnych charakterów. I wcale najważniejsze nie jest, kto kogo zabił, ile jeszcze osób zostanie wplątanych w tą intrygę, tak naprawdę liczy się tylko to, co zawiera tajemniczy depozyt i komu się on bardziej należy – stronie polskiej ? a może niemieckiej?

Jednak, jeśli ktoś się spodziewa lekkiej książki, to się zawiedzie. Już od samego początku trzeba się mocno skupić, by nie pogubić się w tych wszystkich wydarzeniach i bohaterach, których jest całkiem sporo. Bo autor oprócz zagadki, serwuje nam bardzo realny obraz społeczeństwa polskiego. I tak poznajemy nie tylko elitę zamieszkującą Gdańsk, znudzone żony urzędników państwowych, ale też zwykłych ludzi, jak i margines społeczny.  A wszystko to opisane językiem adekwatnym do warunków w jakich żyli bohaterowie. Tu należą się wielkie brawa dla autora, właśnie za stworzenie takiej autentyczności wydarzeń i czasów. :)

„Gdański depozyt” Piotra Schmandta, to bardzo dobry kryminał, którego akcja bardzo szybko nabiera tempa i nie pozwala nam nawet na chwilę wytchnienia. To książka, która zapewni nam nie tylko rozrywkę w postaci tajemniczego depozytu, ale pozwoli też bliżej przyjrzeć się tym niespokojnym czasom, w jakich przyszło żyć mieszkańcom Wolnego Miasta Gdańsk. Polecam wszystkim tym, którzy mają ochotę na kryminał, w którym zagadkę rozwiązujemy nie dzięki zdobyczą techniki, ale dzięki poświęceniu, wielkiemu sprytowi, no i oczywiście inteligencji.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Oficynka, za co serdecznie dziękuję !!!

poniedziałek, 14 listopada 2011

Wyniki Rozdawajki

Na wstępnie pragnę wszystkim podziękować za chęć zaopiekowania się tymi skromnymi trzema książeczkami. W końcu i one zasługują na dobry dom :)
Chętnych zgłosiło się aż 117 osób - to chyba rekord na moim blogu :) I tak:


  1. "Podanie o miłość" - Katarzyny Grocholi - wędruje do Cassin !!!
  2. "Winnica w Toskanii" - Ferenca Mate - wędruje  do raeszka !!!
  3. "Facet z prostą instrukcją obsługi" - Agaty Mańczyk - wędruje do  Bożena !!!


Tym razem nie byłam wstanie wypisywać wszystkich zgłoszonych osób na karteczkach i losować (urlop mi się skończył i tym samym czas :( ), dlatego losowanie było przeprowadzone na chybił trafił paluszkiem mojej siostrzenicy Karolinki, która wskazała zwycięzców :)

Bardzo serdecznie gratuluję zwycięzcą i czekam na dane adresowe na mojego meila !

niedziela, 13 listopada 2011

Nowe nabytki

Coś mi łatwiej w tym miesiącu przygarniać książki niż je czytać. Ale urlop dziś się kończy więc i moje lenistwo mam nadzieję się skończy, właściwie już zaczynam wracać do rzeczywistości i od wczoraj pomału czytam :)
A tak oto prezentują się wczorajsze zakupy w Auchanie :)

Kupiłam też już pierwsze ozdoby świąteczne, choć jestem bardzo przeciwna tak wczesnemu wystawianiu zabawek, choinek i tym podobnym. Ale tym rzeczom wprost nie mogłam się oprzeć :)

Ten Aniołek jest po prostu przecudny !!!

czwartek, 10 listopada 2011

Dobra wiadomość

Już od bardzo dawna nosiłam się z zamiarem rzucenia palenia. Wszystkie metody jednak dawały efekt krótkotrwały i po paru dniach z powrotem wracałam do tego wstrętnego nałogu, który nie dawał mi normalnie żyć.
Tym razem postanowiłam skorzystać ze sprawdzonego sposobu, który na dodatek nic nie kosztuje i tak oto spędziłam wieczór z Allenem Carr.
Wydawać by się mogło, co mi da książka skoro inne metody zawiodły. Ano wiele, w każdym razie kto nie spróbuje, ten się nie dowie.
Nie zażywam żadnych substytutów, nie używam silnej woli, po prostu cieszę się z faktu, że należę od tej pory do tej dużej grupy szczęśliwych niepalących :)

 Bardzo fajne uczucie !!!

wtorek, 8 listopada 2011

Pięciolinia uczuć – Nora Roberts



Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 427
Źródło: Biblioteczka własna


Od jakiegoś czasu tak się składa, że przynajmniej raz w miesiącu wpada w moje ręce książka Nory Roberts. Bardzo mnie cieszy ten fakt, jako że jestem wielką fanką jej twórczości i wiem, że czeka mnie nie tylko dobry romans, ale też przygoda, i odrobina sensacji. W książkach Nory znajduję tak naprawdę wszystkiego po trochu, a dzięki temu, że była ona przez całe życie otoczona mężczyznami i dość dobrze poznała tajniki ich umysłu, wiem, że mogę liczyć na naprawdę dobrą książkę z prawdziwymi facetami.

W książce „Pięciolinia uczuć” znajdujemy dwie powieści, w których wątkiem przewodnim jest muzyka. Jest to dla mnie pewna nowość, bo jakoś mało do tej pory czytałam książek, których akcja związana jest z branżą muzyczną.

Zagrajmy to jeszcze raz.
Raven Williams całkowicie poświęciła się muzyce zdobywając z czasem międzynarodową sławę. Wydawać by się mogło, że spełniła swoje największe marzenie, że jest szczęśliwą kobietą, spełnioną. Jednak tak naprawdę nigdy tak do końca nie była szczęśliwa, nigdy nie zapomniała o pewnym mężczyźnie, który zostawił ją pięć lat temu. Teraz on wraca i ma dla niej propozycję nie do odrzucenia. Brandon Carstarisa chce by wspólnie napisali muzykę do hollywoodzkiego musicalu. Raven dla której to wielka szansa i możliwość kolejnego spełnienia, po długim namyśle zgadza się na wspólne przedsięwzięcie, będąc przekonaną, że pewien rozdział życia zamknęła i całkowicie panuje nad swoimi uczuciami. Jednak Brandon, który nigdy nie przestał jej tak naprawdę kochać, w końcu ma szansę dowiedzieć się, że to nie on zawinił pięć lat temu, że serce jej ukochanej już od dawna jest zamknięte, a mur, który wzniosła wokół siebie,  ma zupełnie inne podłoże.

Echo przeszłości.
Vanessa Sexton wiedzie życie o jakim marzy wiele osób, a przede wszystkim jej ojciec. Gdy jego kariera stanęła w pewnym miejscu, on cały swój czas poświęcił na to by jego córka zdobyła coś, co jemu nie było dane. I tak Vanessa w wieku szesnastu lat opuszcza rodzinny dom w raz z ojcem, by zacząć międzynarodową karierę pianistki. Jednak sława ma swoją cenę i tak, gdy ojciec umiera, postanawia ona wrócić do rodzinnego domu, uporządkować sprawy z przed lat. A jest co wyjaśnić. Vanessa nie rozumie dlaczego matka pozwoliła jej wyjechać i przez te wszystkie lata ani razu się do niej nie odezwała. Do tego okazuje się, że do miasteczka powrócił Brady, który porzucił ją w dniu  balu maturalnego. Czy tajemnice z przed lat pozwolą w końcu Vanessie zrozumieć i wybaczyć, czy teraz gdy nie rządzi nią despotyczny ojciec, będzie ona umiała podjąć sama decyzję dotyczące jej życia i kariery.

„Pięciolinia uczuć” to książka nie tylko o miłości, czy to do mężczyzny, czy też muzyki, ale przede wszystkim o echach przeszłości. Tak to niestety w życiu już jest, że dopóki nie zamkniemy pewnego rozdziału życia, nie możemy zacząć następnego. Dopóki nie poznamy pewnych motywów, nie dowiemy się prawdy, tajemnic rodzinnych, ciężko nam budować własne szczęście. I tak też jest z bohaterkami tej książki, każda z nich ma nie zamknięty pewny rozdział życia,  przez co nie potrafią tak naprawdę iść do przodu, nie potrafią podjąć decyzji, dotyczących dalszego życia. A przede wszystkim nie potrafią ułożyć sobie życia z mężczyznami, biorąc pod uwagę to, co wyniosły z dzieciństwa, ile się napatrzyły i nasłuchały. W końcu wiadomo, że pewne wzorce wynosimy z rodzinnego domu, i to od nich zależy jak potoczą się nasze losy, czy popełnimy te same błędy co nasi rodzice.

Książka Nory Roberts przedstawia nam losy osób sławnych, ale z takimi samymi problemami, jak każdego zwykłego człowieka. Autorka ma ten niesamowity dar by w sposób bardzo lekki i przyjemny, przedstawić dość trudny temat, dzięki czemu nas to nie przytłacza, a pozwala zrozumieć i zastanowić się nad problemami. A wątek romansowy tylko pięknie dopełnia całości  i pozwala na chwile wytchnienia. I to co w Norze jest najlepsze, to to, że jeśli bohaterowie kochają, to  całym sercem, wręcz czuć tą ich miłość, jak kwitnie na stronach powieści.

Polecam książkę Nory Roberts nie tylko wszystkim jej wielbicielom, ale też tym, którzy mają ochotę  na dużą dawkę uczuć, zarówno tych dobrych, tych które uskrzydlają, jak i tych, które nie pozwalają zapomnieć i pogodzić się z pewnymi decyzjami, na które nie ma się wpływu.
Ocena: 9/10

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harlequin/Mira, za co serdecznie dziękuję !!!

Zaklęci w czasie



gatunek: Fantasy, Melodramt
reżyseria: Robert Schwentke
scenariusz: Bruce Joel Rubin


Film Zaklęci w czasie oparty jest na niezwykłej powieści o miłości, która przekracza granice czasu. Clare (grana przez Rachel McAdams) przez całe swoje życie jest zakochana w Henrym (w tej roli Eric Bana). Wierzy w to, że są sobie przeznaczeni, choć tak naprawdę nie wie, kiedy ich ścieżki się rozejdą.
Henry jest bowiem obdarzony niezwykłym darem i zarazem przekleństwem – potrafi przemieszczać się w czasie. Ta niezwykła umiejętność jest wynikiem choroby genetycznej, która skazuje Henry'ego na wieczne i mimowolne podróże w czasoprzestrzeni. Choć przypadłość Henry'ego często rozdziela bohaterów bez ostrzeżenia, Claire nie ustaje w dążeniu do budowania wspólnego życia z ukochanym.
Źródło: film.wp.pl

Jako, że ostatnio słabo mi idzie z czytaniem, trochę przerzuciłam się na filmy (ale tylko chwilowo) i tak trafiłam na „Zaklętych w czasie”. Film, choć zbiera różne oceny i recenzje, to nie powiem bo bardzo mnie wciągnął, a następnie zaczarował. Akcja dzieje się dość niespiesznie, jednak nie pozwala na nawet chwilowe oderwanie się od ekranu telewizora. Dla mnie „Zaklęci ...” to niesamowita historia, piękna, trochę bajkowa a raczej magiczna. I choć kończy się bardzo smutno,to jednak daje nadzieję. Dawno nie widziałam tak fantastycznego filmu o miłości i czekaniu i budowaniu wspólnego życia.
Polecam wszystkim tym, którzy mają ochotę na trochę inny film, na chwilę wytchnienia z dość magicznym wątkiem i pięknym choć smutnym zakończeniem.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Stosik listopadowy plus niespodzianka

Tak oto prezentują się najnowsze nabytki listopadowe, za które serdecznie dziękuję p. Monice z Wydawnictwa Harlequin/Mira oraz p. Magdzie z wydawnictwa Oficynka :)
A tu moja wygrana u Beatrix - za którą również serdecznie dziękuję !
Zakładka jest przecudna !!! Duplo już skonsumowane :)
Ten tydzień wspaniale się rozpoczął :)

niedziela, 6 listopada 2011

Urlopowo

Pierwszy tydzień urlopu minął mi nie postrzeżenie, nawet nie wiem kiedy. Plany miałam bardzo ambitne i tak szczerze mówiąc nic z nich nie wyszło. Miałam przeczytać tyle książek a udało się całe półtora. Za to maniakalnie oglądam telewizję, czego nie robię na co dzień z braku czasu. Wczoraj poznałam nowy serial "Teoria wielkiego podrywu" i do pierwszej w nocy śmiałam się do łez.

Dziś za to prawie cały dzień spędziłam na świeżym powietrzu, trzeba w końcu korzystać z tak pięknej pogody. A żeby nie był to mało owocny spacer, to oto takie cuda nazbierałam:
Pięknie się teraz moje cuda jesieni prezentują w kuchni :)

Jutro postaram się dać kolejna recenzję, a dziś życzę wszystkim spokojnego niedzielnego wieczorku :)

środa, 2 listopada 2011

Mistyfikacja – Candance Camp


 
Wydawnictwo : Mira
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 444
Źródło: Biblioteczka własna


Uwielbiam czytać książki, których akcja dzieje się w innym świecie, a raczej w innej, bardzo odległej epoce, a dla mnie to prawie to samo. Candance Camp miałam przyjemność poznać dzięki książce „Tajemnica panny Hamilton” i bez wahania, czy chwili zastanowienia sięgnęłam po kolejną jej książkę. Pani Camp zaczęła pisać już, gdy miała 10 lat, początkowo  traktując pisanie jako hobby, jednak po studiach zrozumiała, że cały swój czas chce poświęcić pisaniu. Jak dla mnie, to była świetna decyzja, dzięki której, teraz mogę spędzać niesamowite chwile, z wyjątkowymi bohaterami, w dość niecodziennych sceneriach. 

Camilla Ferrand trochę namieszała w swoim życiu, a raczej w życiu swojej rodziny. By nie martwić więcej dziadka i by zrobić na złość  ciotce, naopowiadała wszystkim jakiego to wspaniałego mężczyznę spotkała na swojej drodze i jaki to on nie jest cudowny. Teraz jadąc do domu nie wie, jak wybrnąć ze swoich drobnych kłamstewek. Jednak w czasie podróży spotyka ją dość niemiła niespodzianka – najpierw jej woźnica gubi drogę w ciemnościach, a później wpada w sam środek pościgu i strzelaniny. Kiedy udaje się w końcu Camilli uciec sama nie wie jak, ale zawiera układ, który namiesza jeszcze więcej w jej życiu. 

Nowo poznany Benedict godzi zostać się jej narzeczonym na pokaz, za pewna sumę. Jednak Camilla, która jest przekonana, że wynajęła zwykłego oszusta i złodzieja, nie zdaje sobie sprawy, kogo tak naprawdę wprowadza do domu. A Benedictowi ten układ jest bardzo na rękę, by bez podejrzeń wejść do domu bardzo szanowanej rodziny i  móc wytropić niebezpieczny spisek, który stanowi zagrożenie dla kraju. 

A to dopiero początek, bujna wyobraźnia w tej rodzinie jest chyba dziedziczna i tak Benedict z narzeczonego szybko awansuje na męża, co wszystko jeszcze bardziej komplikuje, biorąc pod uwagę etykietę i to, że tych dwoje od samego początku serdecznie się nie znosi.

Dla mnie to kolejny bardzo dobry romans historyczny, który nie tylko idealnie oddaje realia panujące w danej epoce, ale przede wszystkim, dzięki świetnie zaplanowanej intrydze, zapewnia moc wrażeń. Autora potrafi naprawdę nieźle namieszać i to już od pierwszych stron. A do tego bohaterowie, szczególnie kobiety, są świetnie przedstawieni. Candace Camp  pokazuje nam silne kobiety, które wiedzą czego chcą, które nie chcą się podporządkować panującym zwyczajom, które nie boja się hańby, tylko dlatego, że czegoś nie wypada. Kobiety, które nie boją się mówić tego, co naprawdę myślą, nie boją się wyruszyć ukochanemu na pomoc, choć wiele mogą stracić. 

Autorka potrafi też świetnie pokazywać uczucia, wręcz widać jak one się rodzą, bo w końcu każdy wie, że od nienawiści do miłości jest tylko jeden krok, a te dwa uczucia są najsilniejszymi, jakie człowiek może przeżywać. A i sceny miłosne są na wysokim poziome i bardzo pobudzają wyobraźnię :)

Dla mnie książki pani Candance Camp to nie tylko wspaniała przygoda, dzięki której mogę poznać obyczaje i realia innej epoki, zwiedzić miejsca dla mnie tak odległe, ale też książki, które zawierają dużą dawkę emocji, i w których nie sposób nie kibicować głównym bohaterom.  Z całą pewnością pani Camp zalicza się do moich ulubionych autorek romansów historycznych i po każdej przeczytanej jej książce, mam ochotę na więcej. Dlatego polecam wszystkim tym, którzy mają ochotę na chwilę uniesienia, na romans pełen przygód, i poznanie rodziny, w której nie brakuje tajemnic !!!

Ocena 9/10

Książkę  przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harlequin/Mira, za co serdecznie dziękuję !!!